Przejdź do głównej zawartości

Zawsze gotowi na niespodzianki?

Wczesnojesienna słoneczna pogoda tym razem zawiodła nas na Ziemię Kłodzką. Pomysł był umiarkowanie szalony — przejść żółtym szlakiem z Dusznik Zdroju do schroniska Pod Muflonem, a stamtąd do Szczytnej, na Szczytnik i w dół do Polanicy Zdroju. Trójosobowa ekipa, dopisujące humory oraz dobre połączenia komunikacyjne sprzyjały realizacji planu. Gdy jednak zbudziłam się wczesnym rankiem, tuż przed samym wyjazdem uznałam, że te trzynaście kilometrów (tak niewiele na mapie) może się nam dać we znaki. A przecież jutro trzeba wracać do szarej rzeczywistości i rano pędzić do pracy… Postanowiłam zmienić trasę wycieczki. Żółty szlak tak, ale jedynie ze Szczytnej do Polanicy. Taki — powiedzmy — sześciokilometrowy spacer po lesie. Towarzysze podróży zaakceptowali plan i już mogliśmy wsiadać do pociągu. Odjazd — jak zwykle — 7:51 z Wrocławia Głównego.  
Czas w pociągu zleciał nam — frazeologicznie rzecz ujmując — jak z bicza trzasnął. Z dobrym towarzystwem można zajechać na koniec świata! Coraz wyżej wschodzące słońce i jasny błękit nieba sprawiały, że widoki na trasie (choć znamy je już na pamięć) były wyjątkowo urokliwe. Jak zwykle największe poruszenie wywoływały Henryków, Kamieniec Ząbkowicki i Bardo. Skrzący się w słońcu nurt Nysy Kłodzkiej zapowiadał, że wyprawa będzie udana. Jeszcze tylko tunel kolejowy za Bardem (kolejna turystyczna atrakcja z serii „Łał, jakie to fajne!”), przystanek Ławica i upragnione Kłodzko Główne, gdzie już miał czekać szynobus w stronę Kudowy Zdroju.
Wysiadamy. W oczy rzuca się od razu kłodzka twierdza i… brak szynobusa. 
To właśnie takim mieliśmy jechać. Tu: złapany w Szczytej na trasie do Kłodzka 


Cóż, może w kasie biletowej dworca coś nam powiedzą... Próba zakupienia biletów do Szczytnej zakończyła się zaskakująco. „Proszę Pani, sprawa wygląda tak, że szynobus rano się zepsuł i jedzie z Wałbrzycha komunikacja zastępcza. Niestety nie umiem Pani powiedzieć, kiedy przyjedzie. Proszę czekać na informację i wstrzymać się z zakupem biletów”. O, sakra! Włączyło mi się myślenie po czesku. Nie byliśmy zadowoleni. Wszyscy oczekiwali, że zdobędziemy dziś najniższy ze szczytów Gór Stołowych, a tu taka niespodzianka. Szybko przeanalizowaliśmy nasze możliwości w poszukiwaniu planu awaryjnego. 1) Jeśli spóźnienie nie będzie duże, jedziemy do Szczytnej. 2) Jeśli będzie bardzo duże, jedziemy tylko do Polanicy. 3) Jeśli będzie bardziej niż bardzo duże, zostajemy w Kłodzku. Opóźnienie sięgnęło 50 minut. Wiedzeni instynktem podróżnika udaliśmy się na kłodzki dworzec autobusowy. Wszyscy, którzy znają Kłodzko, wiedzą, że spacer z Kłodzka Głównego na Kłodzko autobusowe zajmuje ok. 15 minut. Wysiłek wynagradza płynąca u naszych stóp Nysa Kłodzka oraz widok na twierdzę i miasto. Na dworcu autobusowym kolejna konsternacja — pierwszy autobus w stronę Kudowy odjeżdżał o 11:00. Mogliśmy nie ruszać się z kolei… Ostatnią deską ratunku okazał się być przystanek kolejowy Kłodzko Miasto. W tym miejscu chcę jednak poinformować wszystkich turystów, że mocno można się na peronach rozczarować. Znajdziemy tu co prawda kasę biletową, jednakże (jako że znajduje się w rękach prywatnych(sic!)) bywa ona często zamknięta i trudno pozyskać jakiekolwiek informacje. Oczywiście zawsze jest jakieś wyjście — zadzwonić na dworzec główny. Autobusowa komunikacja zastępcza na Kłodzku Miasto zatrzymuje się na parkingu pod peronami. Warto o tym wiedzieć!

Wejście na perony na przystanku Kłodzko Miasto

Droga z Kłodzka do Szczytnej upłynęła nam w dobrych humorach i w sympatycznym towarzystwie konduktorki Kolei Dolnośląskich. Mogliśmy poczuć się jak prawdziwi żacy na wypadzie za miasto. Nasze oczekiwania na transport zostały wynagrodzone niską ceną biletu, żółtym lizakiem, planem lekcji i tabliczką mnożenia z logo Kolei Dolnośląskich. Suveniry pierwsza klasa!! Autobus oczywiście zatrzymywał się na dworcach kolejowych w Kłodzku Zagórze, w Polanicy, a następnie w Szczytnej.
Swoją wędrówkę rozpoczęliśmy na dworcu kolejowym w Szczytnej. Sporych rozmiarów budynek z czerwonej cegły powstał ok. 1890 r. i jest, jak cała zresztą trasa kolejowa Kłodzko-Kudowa Zdrój, jednym z ciekawszych zabytków techniki Ziemi Kłodzkiej. O niej z pewnością będę pisała wiele razy. Po zejściu z terenu dworca w stronę drogi z łatwością odnajdujemy oznaczenia szlaku żółtego, który na lewo kieruje nas do Dusznik, na prawo natomiast do centrum Szczytnej, a następnie na szczyt Szczytnika (cóż za nagromadzenie szumiących spółgłosek!). Nieopodal rzeki Kamienny Potok, tuż przy skrzyżowaniu ul. Sienkiewicza i drogi krajowej nr 8, wita nas oczywiście Jan Nepomucen. Figurę postawił w 1711 r. Christoph Kajetan von Harting (Nepomucen ze Szczytnej jest tylko dwa lata młodszy od bardzkiego). 
Figura św. Jana Nepomucena w Szczytnej 


Za pomnikiem Jana Nepomucena skręcamy w prawo. Od razu rzuca się nam w oczy wielka tablica informacyjna: „Zamek Leśna 3 km / Huta szkła 0,1 km”. Idziemy zgodnie z oznaczeniami. Po prawej stronie zachwyca nas witryna sklepowa huty szkła „Sudety”. Szkło stołowe, kryształowe, zdobione… Można nacieszyć oko. Nasz portfel już raczej nie byłby uradowany… Kilka metrów dalej widok nie napawa nas już takim entuzjazmem. Z przykrością stwierdzamy, że po hucie szkła w Szczytnej pozostał jedynie wysoki komin i kupa gruzu na środku placu. Jak się później dowiadujemy, zakład działał do 2013 roku. Zostawiamy bramę huty za sobą. Przed nami wije się żółty szlak. Początkowo, ale bardzo krótko, pójdziemy między zabudowaniami, ale zaraz za nimi rozciąga się łąka i docieramy do skraju lasu. Widok na Szczytną jest zachwycający. Już potrafimy dostrzec kształt Obniżenia Dusznickiego i oczywiście kierujemy wzrok na Góry Stołowe. Wszystko jest takie, jak być powinno: błękitne, bezchmurne niebo, soczyście zielona trawa i głęboko ciemna zieleń lasów pokrywających okoliczne pasma górskie. 
Rzut oka na Szczytną. Początek żółtego szlaku 


Łagodna początkowo ścieżka leśna przeobraża się po chwili w dość stromy, wąski i upstrzony korzeniami drzew szlak, którym wspinamy się na Szczytnik — najniższy (589 m n.p.m.) szczyt Gór Stołowych, wieńczący ich pasmo od strony południowo-wschodniej. 
Wchodzimy na Szczytnik


Wchodząc, uważajmy na sterczące korzenie i zwężenia ścieżki. Wysiłek opłaca się, bowiem dość prędko dochodzimy do wysokich na ponad 30 metrów Orlich Skał. Widok jest piorunujący tym bardziej, że często grupy lub indywidualiści ćwiczą tu sporty wspinaczkowe. Tak było i tym razem z tym, że trafiliśmy na ćwiczenia wojskowe… 
Orle Skały 


Tymczasem szlak żółty przy Orlich Skałach skręca w lewo i… znika. Przynajmniej takie na nas wywarł wrażenie. Ścieżka nagle zwęziła się i schowała między drzewami, by ukazać się po kilku metrach. Teraz już było widać szczyt, a raczej mur obronny zamku, a w nim metalową furtkę. Tuż przed nią szlak przekształcił się w kamienne schodki, prowadzące do furtki niczym do tajemniczego ogrodu.
Zamek Leśna na Szczytniku został wzniesiony w latach 30. XIX w. przez hr. Leopolda Hochberga. Miała to być rezydencja magnacka w stylu neogotyckim. Styl zachowany jest oczywiście do dzisiaj. Miejsce, w którym budowlę wzniesiono, początkowo zajmował niewielkich rozmiarów fort wybudowany pod koniec XVIII w. przez Prusaków w obawie przez Austriakami. Warownia została rozebrana w 1807 r. przez wojska napoleońskie. Po śmierci hrabiego Hochberga zamek zmieniał swoich właścicieli kilkakrotnie do momentu, gdy zajęli go Misjonarze Świętej Rodziny, którzy dobudowali kaplicę i rozpoczęli w lesie budowę Kalwarii. Po wielu powojennych perypetiach zamek znów znalazł się w rękach Domu Zakonnego Misjonarzy św. Rodziny. 

Zamek Hochberga


Niestety, nie możemy zajrzeć do wnętrz budowli, bowiem w jej murach znajduje się dom pomocy społecznej, a wstępu bronią informacyjne tabliczki i stróż. W związku z tym od razu kierujemy się na znajdujący się po prawej stronie punkt widokowy. Na platformę — umieszczoną na szczycie znanych nam już Orlich Skał — prowadzą (nieco już wysłużone) schodki. Widok jest piękny — u naszych stóp Szczytna i Obniżenie Dusznickie, dalej Góry Stołowe ze Szczelińcem Wielkim, po lewej stronie Góry Bystrzyckie. Nie chcemy schodzić z platformy. Ciepło słońca rozleniwia, chłoniemy wszystkimi zmysłami krajobraz, który zdaje się nas magnetyzować. Ale przecież musimy iść, schodzić do Polanicy, bo czas nas goni.


Widok na Obniżenie Dusznickie

Przy punkcie widokowym znajdujemy ponownie żółty szlak. Teraz możemy wybrać — albo od razu kierować się nim w stronę Polanicy, albo zobaczyć wniesioną przez Misjonarzy Kalwarię. My czujemy zew lasu. Ścieżka wije się raz w górę, raz w dół. Co jakiś czas na naszej drodze wyrastają mniejsze lub większe skałki. To dogodne miejsca, żeby popstrykać fotki czy zjeść „śniadanie na skale” lub zasiąść na kamiennym tronie. 

Skałki na Szczytniku


I jeszcze coś. Grzyby! Zatrzęsienie grzybów w sezonie wczesnojesiennym. Przyznam, że dawno nie widziałam lasu tak mocno upstrzonego kapeluszami we wszystkich możliwych barwach. Przy odrobinie szczęścia można było nazbierać całkiem sporo podgrzybków i koźlarzy. 

Muchomor


O tym, że jeszcze jesteśmy na terenie Szczytnej świadczy gospodarstwo agroturystyczne „Piekiełko”, które mijamy po prawej stronie na tzw. Piekielnej Górze. Tuż pod nią znajdujemy skrzyżowanie szlaku żółtego z zielonym. My kierujemy się nadal w dół. Nasza wędrówka przybiera postać przyjemnej przechadzki po lesie. Z pewnością w pewnym momencie zaskoczy Was niecodzienne oznaczenie szlaku — czarna niedźwiedzia łapa na białym tle. To nic innego, jak polanicki Szlak Niedźwiadka — trasa spacerowa po Polanicy Zdroju długości 4,5 km.  Niedźwiedzia łapa jest znakiem, że już jesteśmy w Polanicy. Jeszcze tylko kilkanaście metrów przez las i… wychodzimy na ulicy Piastowskiej, gdzie nasza żółta trasa łączy się ze szlakiem niebieskim. 

Szlak Niedźwiadka


Piastowską schodzimy do centrum uzdrowiska. Tu mamy chwilę czasu na posiłek, a zaraz potem możemy rozegrać partyjkę szachów w parku szachowym. Zdążymy zrobić sobie fotkę przed Wielką Pieniawą i wejść do polanickiej pijalni wód. Płacimy 1,50 zł i możemy do woli pić to, co w sprzedaży znamy jako „Staropolanka”. Różnica jest jednak diametralna. Źródła, z których w Polanicy czerpnie się wodę, noszą nazwy: Wielka Pieniawa, Józef I, Józef II i Staropolanka. Odwierty z tych trzech ostatnich źródeł służą do produkcji znanej wszystkim Staropolanki. W pijalni próbujemy wodę — wedle uznania ciepłą lub zimną. Smak nas powala i od razu przywodzi na myśl smak wody ze źródła „Stanisław Moniuszko” w Kudowie Zdroju. Zawartość żelaza, która doprawdy jest mocno wyczuwalna, powoduje, że pijemy, lecz grymasimy. Nasze wrażenia chyba i tak są lepsze od tych, jakie w 1597 r. miał Georgius Aelurius, przygotowujący Glaciographię (opis Ziemi Kłodzkiej). Pisał on: „Tak też i z kwaśnego źródła w Polanicy obcy ludzie z odległych miejscowości […] gromadnie czerpią […]”. Jak tysiące kuracjuszy przed nami wierzymy, że wyjedziemy z Polanicy Zdroju zdrowsi, młodsi i piękniejsi!

Wielka Pieniawa

Pijalnia wód w Polanicy Zdroju


Czas nas goni. Jeszcze tylko rzut oka na Bystrzycę Dusznicką, która przepływa wartko przez miasto, i pędzimy na przystanek autobusowy. Doprawdy, żal wyjeżdżać. 

Bystrzyca Dusznicka


Droga do Kłodzka trwa zaledwie piętnaście minut. W stolicy "Hrabstwa Glatzkiego" pozwalamy sobie na krótki epilog naszej wyprawy — spacer po kłodzkim kamiennym moście (tu wracają oczywiście praskie analogie, a tych, którzy jeszcze tego nie wiedzą, czeka niespodzianka — most kłodzki starszy jest od praskiego) i zdjęcia przed zapierającym dech w piersiach budynkiem ratusza. Żałujemy, że nie możemy zostać dłużej. Niestety poranne niespodziewane przygody komunikacyjne skradły nam godzinkę czasu. Pozostaje nam biec na dworzec kolejowy i rozstać się znów — lecz tylko na jakiś czas — z Ziemią Kłodzką. 
Kamienny most w Kłodzku

Kłodzki ratusz

Kłodzka starówka



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta