Przejdź do głównej zawartości

Po co to wszystko?

Podróże kształcą. Oczywiście mocno nieoryginalne już to słowa, jednakże w taki właśnie sposób chcę zainaugurować tego bloga. Od razu zaznaczam, że jest to mój pierwszy w życiu blog, występuję zatem z pozycji nowicjuszki, która postanowiła podzielić się swoimi wrażeniami z podróży po Dolnym Śląsku, Ziemi Kłodzkiej i różnych miejscach w Czeskiej Republice. Jeśli znajdziecie jakieś uchybienia – wybaczcie! Moja przygoda ze Śląskiem zaczęła się banalnie – podczas zajęć na studiach historycznych, gdzie obowiązkowo musieliśmy zdać egzamin z historii Śląska. Po dziś dzień pamiętam falę wzburzenia i niezadowolenia z tego powodu, jaka przetoczyła się przez naszą grupę zajęciową. Ani podręcznik, ani tym bardziej prowadzący nie przemawiały do mnie – z dziada pradziada Wielkopolanki. Twierdzy Kłodzkiej nie umiałam sobie wyobrazić (tak, tak, to były czasy!), a na ciągi imion Piastów Śląskich rzucałam gromy. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Nawet nudnawa książka Korty czy mini biografie książąt śląskich w opracowaniu Borasa na coś się zdały. Po okresie buntu, gdy emocje około egzaminacyjne opadły, a podręczniki trafiły na półki, nadszedł czas na – jak mawia moja przyjaciółka – wizualizację. Tak oto zrodziła się chęć odwiedzenia tych wszystkich zakątków, o których była mowa w dusznej sali uniwersyteckiej. Dalej historia potoczyła się sama – według bardzo prostej zasady: „apetyt rośnie w miarę jedzenia”. W tym miejscu wypada określić, po jakim terenie się poruszam (będę się poruszać). Najbardziej enigmatycznie zabrzmi, gdy napiszę: Śląsk w granicach historycznych. Burzliwe dzieje tej krainy historycznej spowodowały, że niektóre ziemie – dziś przynależne do innych województw niż dolnośląskie, opolskie czy śląskie – wchodziły (niektóre kilkakrotnie) w skład Śląska, jak np. obszary wokół Częstochowy, Ziemia Oświęcimska, Wschowa czy Świebodzin. Należało by zatem teren naszych peregrynacji dookreślić i ograniczyć raczej do rdzenia Śląska, czyli obszarów od Bobru i Kwisy na zachodzie, Baryczy na północy, okolic Cieszyna i Frydka na południowym-wschodzie, na południu zaś naturalnie wzdłuż Sudetów, ale bez Ziemi Kłodzkiej (bardziej czeskiej niż śląskiej). Z tego jednak względu, że mam przeogromny i niczym niewytłumaczalny sentyment do Hrabstwa Kłodzkiego, także i ono (a czasami przede wszystkim ono), jest bohaterem tego bloga. Zapraszam zatem do wędrówek po Śląsku i Ziemi Kłodzkiej. Zapewniam, że nie zabraknie również czeskich akcentów, choćby z tego względu, że „czeski zakątek” okolic Kudowy Zdroju jest idealnym punktem wypadkowym do naszych południowych sąsiadów.
Po co to wszystko? Chyba głównie po to, by pokazać niewiarygodną krasę ziem wchodzących w skład historycznego Śląska. Takie nagromadzenie zabytków, osobliwości przyrody i niezbadanych tajemnic historii (a może legend) zdarza się tylko raz i nie występuje w żadnym innym miejscu w kraju. Także po to, by zachęcić do peregrynacji; do wczucia się w rolę XVIII- czy XIX-wiecznego podróżnika, zmierzającego po zdrowie, urodę i relaks do śląskich badów; do odkrycia w sobie ducha turysty, czerpiącego energię z pozytywnych relacji między naturą, człowiekiem i kulturą, a także odkrywającego tę niebagatelną mieszankę  czesko-niemiecko-polską składającą się na duszę Śląska. Ten blog jest także i po to, by przekazać prostą i tanią receptę na szczęście. W Górach Złotych (czes. Rychlebské Hory) wznosi się Borůvková hora – miejsce spotkań Solidarności Polsko-Czeskiej. Na niej, prócz wieży widokowej, wzniesiono niczym niewyróżniającą się budkę z małą gastronomią. Tej niepozornej, a nawet brzydkiej budowli przydano sporych rozmiarów tabliczkę z wypisanym na niej aforyzmem:
Chceš-li být št’astný jeden den – najez se!
Chceš-li být št’astný jeden rok – ožeň se!
Chceš-li být št’astný celý život – dej se na turistiku! 

Jestem przekonana, że tej sentencji nie trzeba tłumaczyć z czeskiego na nasze. Dużo 
szczęścia, moi Turyści!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta