Przejdź do głównej zawartości

Klimat legend i cudów

Podróż pociągiem z Wrocławia Głównego trwa zaledwie półtorej godziny. Tylko tyle dzieli nas od miejsca, w którym kończy się historyczny Śląsk, a zaczyna Hrabstwo Kłodzkie. Ktoś powie, że robię tu jakieś anachroniczne podziały. Nic mylnego! Wystarczy spojrzeć na stojący tuż przed Dębowiną posąg Matki Bożej, który w 1741 r. został wzniesiony na granicy między Hrabstwem Kłodzkim a Śląskiem… Jednym słowem – Drodzy Podróżnicy – znajdujemy się we wrotach Ziemi Kłodzkiej.
Bardo najprawdopodobniej powstało jako gród już w X wieku. Czeski kronikarz Kosmas wspomniał o nim pod rokiem 1096, jako o grodzie zniszczonym przez księcia Brzetysława II. Historia Barda, jak większości terenów położonych na pograniczu śląsko-czeskim, była burzliwa. W czasach, gdy funkcjonowała tu kasztelania, gród znajdował się w rękach rycerzy polskich. W XIV w. należał do książąt świdnickich i być może jeden z nich (przypuszcza się, że Bolko II) na Górze Kalwarii wzniósł zamek obronny. Budowa zamku potwierdzała strategiczne położenie Barda – na szlaku wiodącym z Wrocławia w stronę Czech. Prawdopodobnie w 1426 r. husyci, spaliwszy w Bardzie kościół, zdobyli też siłą zamek, doprowadzając do upadku budowli. Teren grodu Bardo zakupili w 1301 r. cystersi, którzy do 1810 r. byli właścicielami miejscowości. Miejsce w okresie wojen śląskich upodobał sobie król pruski Fryderyk II, zachwycony pięknem i ogromem barokowej bazyliki. Fryderyk Wielki miał ponoć prosić bardzkich mnichów o modlitwę w intencji zwycięstwa Prusaków. W zamian obiecał pieniądze na organy. Drugie co do wielkości ograny śląskich kościołów powstały więc dzięki finansowemu wsparciu Fryderyka II.
Stacyjka kolejowa w Bardzie nie powala ogromem. Dwa perony, nad nimi w znacznej mierze drewniana kładka, ściany dworca pokryte łuszczącą farbą, dworzec oczywiście zamknięty. Dla tych, którzy czują zew natury lub są spragnieni kontaktu ze sztuką, nie ma to żadnego znaczenia. Liczy się coś innego – po prawej stronie stacji widok Obrywu Skalnego, po lewej pejzaż miejski z majestatyczną bazyliką.
Swój bardzki spacer zaczynamy już od stacyjki kolejowej, z której ulicą Krakowską przechodzimy do ul. Skalnej, gdzie nad urokliwą Nysą Kłodzką znajdujemy węzeł szlaków turystycznych. 
Mapka zawsze przydatna. Jest na niej to, co powinniśmy wiedzieć

Szlak niebieski poprowadzi nas w górę na szczyt Góry Kalwarii (zwanej także Górą Bardzką) wzdłuż stacji drogi krzyżowej. Trasa nie jest trudna, ale polecam dobre buty turystyczne – woda pośrodku szlaku uczyniła dość mocne wyżłobienie. Wspinając się w górę, warto zatrzymać się przy stacyjkach drogi krzyżowej, choćby z tego względu, by uświadomić sobie, że mamy przed sobą zabytki w I poł. XIX wieku. Bardo, jako miejsce pielgrzymek, funkcjonowało już od XIII w. za sprawą maleńkiej figurki. Ale o tym za chwilę.
Wędrując na szczyt Góry Bardzkiej, ciekawski turysta powinien zatrzymać się przynajmniej w trzech miejscach. Za siódmą stacyjką drogi krzyżowej po lewej stronie wypatrywać należy tabliczki z napisem „Ruiny zamku średniowiecznego”. Skręciwszy w wąziutką ścieżynkę, będziemy się nią wspinać około 100 metrów, by dotrzeć do bardzkiego zamku – a raczej do tego, co z niego zostało. Zachowany układ kamieni pozwala nam zorientować się, w którym miejscu znajdowały się fundamenty. Rozróżniamy też wieżę obronną. Pozostałości zamku to dobre miejsce na pierwszy postój i chwilę refleksji. Chcemy wierzyć, że budowlę wzniósł Bolko II, i chcemy zaliczać ją (obok Książa, Grodna czy Bolkowa) do listy zamków obronnych wybudowanych sumptem książąt świdnickich. Czytamy też na tablicy informacyjnej wiadomości o najeździe husytów w 1426 r. i zastanawiamy się, jak wyglądało zdobycie zameczku. Z westchnieniem „ach, ci husyci”, wracamy ścieżynką na niebieski szlak. 
Resztki średniowiecznego zamku

W połowie drogi na szczyt po prawej stronie znajdujemy Źródło Marii. Kapliczka, w której możemy po dzień dzisiejszy czerpać wodę, zbudowana została pod koniec XIX wieku. Niech nie dziwi Was widok turystów lub mieszkańców Barda, którzy do kapliczki wchodzą z plastikowymi butelkami, by zaczerpnąć wody. Od XVII w. ma ona moc leczniczą. Według legendy w 1672 r. w tym miejscu doszło do cudownego uzdrowienia młodego Czecha. Woda ma w szczególny sposób wpływać na wzrok, zaś tablica informacyjna postawiona naprzeciw kapliczki zachęca do… „nabrania jej w usta”, a następnie trzykrotnego okrążenia w biegu kapliczki. Wtedy mają się spełnić najskrytsze pragnienia…
Zostawiamy kapliczkę za sobą. Szlak zakręca w lewo i każe nam wspinać się przez pewien czas dość stromo, aż do miejsca, w którym znajdujemy rozwidlenie szlaku niebieskiego i zielonego. Jeśli kogoś goni czas, niech od razu kieruje się na górę. Ci, którzy chcą odetchnąć, a ponadto zobaczyć jedną z największych atrakcji Barda, powinni wejść na szlak zielony. Droga nas zachwyci – szczególnie wczesną jesienią, gdy po prawej stronie ujrzymy kobierzec wrzosów. Po dziesięciu minutach marszu docieramy do Obrywu Skalnego z punktem widokowym, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na Bardo, a w dalszej perspektywie – przy dobrych warunkach pogodowych – na Góry Stołowe. Wprawne oko wypatrzy Szczeliniec Wielki. Na Obrywie Skalnym znów na chwilę się zatrzymamy, by uporządkować swoją wiedzę historyczną i przypomnieć sobie bardzkie legendy. 24 sierpnia 1598 r. – w skutek ulewnych deszczy i być może wstrząsu tektonicznego – część Góry Bardzkiej osunęła się, tamując koryto wezbranej Nysy Kłodzkiej. Miastu groziła katastrofa. Mieszkańcy modlili się o ocalenie, czyniąc ślub, że jeśli Bardo zostanie uratowane, będą co roku odbywać pielgrzymki na górę. Modlitwy zostały wysłuchane, a pielgrzymi po dzień dzisiejszy wędrują na górę w sezonie letnim w każdą niedzielę. Obryw Skalny, zwany też Obrywem Bardzkim, jest najwyższym w Sudetach – sięga 90 metrów wysokości. Stojąc na jego szczycie, na tarasie widokowym (obecnie w generalnym remoncie), czujemy silne powiewy wiatru, huczącego złowrogo między drzewami. To niecierpliwy wiatr, od wieków czekający na swego kompana, diabła, który podczas wycieczki nad Nysę Kłodzką z ciekawości wszedł do bazyliki, by popatrzeć na uczestniczących w nabożeństwie wiernych. Według legendy na diabła rzucił się Archanioł Michał, który pokonał protagonistę, lecz nie wypuścił. Po dziś dzień Michał trzyma diabła pod swoim pantoflem… Nie wierzycie? Zejdźcie do bazyliki. Jak się przekonacie, nie dla wszystkich wyprawa w Góry Bardzkie okazuje się być dobrym pomysłem na niedzielny wypad. Opuszczając Obryw Skalny, kierujemy się zielonym szlakiem z górę, wciąż mając po lewej stronie magiczny widok na Bardo. W miejscu skrzyżowania szlaków wracamy na niebieską trasę, by pokonać najtrudniejszy odcinek drogi na szczyt. Mijana po drodze ławeczka z pewnością zachęci nas do krótkiego odpoczynku tym bardziej, że wprawne oko obserwatora dostrzeże z niej Góry Stołowe, a nawet Góry Bystrzyckie. Selfie wykonane w tym miejscu zdają się być naprawdę intrygujące. 
Widok z Góry Kalwarii 

Na szczycie docieramy do celu naszej wyprawy – do kapliczki. Tu znów odzywają się legendy. W XV w. młodemu pasterzowi ukazała się Matka Boska Płacząca. Dowodem tego cudu miały być ślady stóp pozostawione przez Marię, które miały się znajdować na tyłach kapliczki. Czas i warunki pogodowe zatarły stópki, jednak siła legendy i moc wiary mieszkańców Barda spowodowały, że na pamiątkę tamtych wydarzeń odtworzono za kapliczką jeden odcisk bucika. Zobaczcie koniecznie! Może to wcale nie legenda…
Na Górze Bardzkiej zdajemy sobie sprawę, jak bardzo kapryśna potrafi być Ziemia Kłodzka i prowadząca do niej brama bardzka. Już późnym latem i wczesną jesienią poczujecie na górze mocno przenikający Was chłód. Wiatr – nie koniecznie ten z legendy – daje się we znaki. A i deszcz jest w stanie poważnie zakłócić wyprawę. Przeciwdeszczowa kapota obowiązkowo powinna znaleźć się w Waszym plecaku nawet wtedy, gdy zobaczycie jedynie niewielkie chmurki nad Bardem. Jakkolwiek zabawnie musiało to wyglądać, schodziłam z Góry Bardzkiej w przeciwdeszczowej kurtce i… pod parasolem. 
Tymczasem zmokniętych do suchej nitki wędrowców Bardo przywitało słońcem... Gdy już znajdziemy się w tak przemoczonej postaci nad dole, nie ma się nad czym zastanawiać, tylko skierować swoje kroki do Smażalni Pstrąga nad Nysą Kłodzką (w samej Nysie pstrągów nie ma, ale jak możemy się dowiedzieć – jest on do Barda dowożony wprost z Dusznik Zdroju). Miejsce zaskakujące – dla żołądka, dla oczu i dla wiedzy, jaką można tu posiąść na temat miasta i okolicy. Przemiłe Panie z ochotą odkrywają przed turystami tajniki bardzkiej pogody. „Taki mamy klimat” – chciało by się rzec. Chmury nad Kłodzkiem zwiastują pewny deszcz nad Bardem. Ale na tym polega część uroku tego miejsca. Siedząc w smażalni, patrząc na skrzący się w słońcu Obryw Skalny i odcinające się od błękitu nieba zielone jeszcze lasy Gór Bardzkich, ze smakiem można zajadać najprawdziwsze hranolky i jeszcze bardziej prawdziwy smažený sýr. Gratka dla tych, którzy niedawno wrócili z urlopu w Czechach. Cóż! Śląsko-czesko-polski duch unosi się nawet nad bardzką kuchnią.
Smažený sýr

Po uczcie dla żołądka, czas na ucztę dla miłośników architektury i sztuki. Znad Nysy Kłodzkiej kierujemy się w stronę kamiennego mostu. W tym miejscu mamy czas na snucie analogii – widok przywodzi na myśl Most Karola w Pradze, most w Kłodzku czy kamienny most ze św. Janem Nepomucenem w Lądku Zdroju. Wcale się w swych skojarzeniach nie mylimy – od 1709 r. mostu w Bardzie także strzegł Nepomuk, usunięty w latach 50. XX w. podczas odbudowy wysadzonego przez wojsko niemieckie mostu. Gotycyzujący kształt budowli wnosi powiew średniowiecza i zaprasza do zwiedzenia miasta, jakże mocno skłaniającego do ambiwalentnych ocen. 
Kamienny most 

Górująca nad Bardem bazylika zdaje się przytłaczać swoimi rozmiarami pozostałą część miasteczka, w którym stare nieodrestaurowane miesza się ze starym odrestaurowanym. Świeża elewacja budynku dawnego banku przy ul. Głównej ostro odcina się wyglądem od innych domów usytuowanych przy tej samej ulicy. Dawny zajazd „Pod Złotym Lwem” (nota bene zajazd w tym miejscu znajdował się już w XVII w.) czeka na lepsze czasy. Któż wie, może „Pod Złotym Lwem” w sierpniu 1826 r. zatrzymał się jadący do Dusznik Zdroju Fryderyk Chopin? Wyobraźnia potrafi podsunąć najbardziej zaskakujące obrazy…
Wchodzimy do bazyliki. Majestat budowli i kunszt wyposażenia świątyni zapierają dech. Mając w pamięci „diabelską” legendę posłyszaną na Obrywie Skalnym, automatycznie wręcz szukamy Michała Archanioła. Jest! Stoi na filarze po lewej stronie nawy głównej. Z wielkim zdecydowaniem wciąż strzeże porządku w świątyni. Pod jego stopami leży diabeł – próbuje uciec, wyrywa się z potrzasku, krzyczy, zapewne wzywa swego wietrznego kompana, by przybył mu na pomoc. Grymas na jego twarzy świadczy o sporym przerażeniu. Michał jednak nie ma zamiaru wypuścić więźnia. Obie postacie wypełniają swoje wieczne przeznaczenie – Archanioł wciąż zwycięża, diabeł wciąż jest pokonany. 
Archanioł Michał i szatan 

Idąc w kierunku prezbiterium, przyglądamy się kolejnym rzeźbom zamieszczonym na filarach. Nie zabrakło wśród nich Jana Nepomucena, najpopularniejszego chyba na Śląsku świętego. Od prezbiterium oddziela nas krata. Spoglądając przez nią, dostrzegamy największy klejnot Barda – ołtarz główny, a na nim najstarszą na Dolnym Śląsku figurkę Najświętszej Marii Panny. Badacze spierają się o czas powstania tego sakralnego dzieła sztuki. Jedni podają wiek XIII, inni nawet wiek XII. Nie ulega jednak wątpliwości, że mamy do czynienia z wybitnym arcydziełem, z którym wiąże się kolejna bardzka legenda. Otóż dawno temu Matka Boża miała ukazać się w kaplicy zamkowej pewnemu młodzieńcowi, wręczając mu swój wizerunek i prosząc go, by w tym miejscu była czczona w szczególny sposób. Uśmiechnięta i jednocześnie zadumana Matka Boża Bardzka miała zdziałać niejeden cud, lecząc chorych i wspierając dotkniętych nieszczęściami. Czy rzeczywiście pomogła Fryderykowi Wielkiemu zwyciężyć podczas drugiej wojny śląskiej? Na to pytanie niech każdy odpowie sobie sam. W centralnej części ołtarza zawisł, a jakże, Michael Willmann. Nie mogło w Bardzie zabraknąć naczelnego artysty śląskich cystersów. „Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny” Willmann nie wykonał już jednak sam. Starzejący się malarz wykończył jedynie centralne postaci, reszty dopełnił być może jego uczeń. Stojąc przy prezbiterium, powinniśmy odwrócić się i spojrzeć na monumentalne organy. Jak już wcześniej napisałam, to drugie co do wielkości – po krzeszowickich – organy na Śląsku. Powstały dzięki wsparciu Fryderyka Wielkiego, który orzekł, że tak wspaniała świątynia nie może funkcjonować bez organów. Czyżby obudziły się w królu pruskim zapędy mecenasowskie? Melomanów zachęcam do uczestnictwa w letnich koncertach organowych, gdy bardzki instrument można usłyszeć w całej krasie.
Nawa główna bazyliki w pełnej krasie 


Po wyjściu z bazyliki warto przejść obok budynku Urzędu Miasta w kierunku strażnicy OSP. Powody, dla których powinniśmy się tu udać, są dwa. Po pierwsze, zachwyci nas sam wygląd strażnicy – niepozornego, malutkiego „domku”, niezwykle malowniczego, sprzed którego rozciąga się wspaniały widok na bazylikę i Góry Bardzkie. Po drugie, to właśnie w tym miejscu zaczyna się trasa spacerowa na Wzgórze Różańcowe. Polecam nie tylko pielgrzymom, ale i wszystkim turystom, których widok budowli na wzgórzu co najmniej zaskoczy. Wyrafinowane domki, pałacyk mauretański czy neogotycki zameczek to nic innego jak stacje kolejnej już w Bardzie drogi krzyżowej. Kapliczki powstały w latach 1905-1939 za sprawą przybyłych tu redemptorystów. Całości dopełnia, z pewnością najbardziej zaskakująca, scena ukrzyżowania, gdzie obok wiszącego na krzyżu Chrystusa można zobaczyć wręcz nienaturalnej wielkości i nad wyraz umięśnione postacie dwóch łotrów. Monumentalizm obu rzeźb nasuwa skojarzenia z ideą nadczłowieka. Dobry i zły łotr swą muskulaturą zdają się dominować nad wyobrażeniem Chrystusa i postaci klęczących pod krzyżem. Scena zastanawiająca i bądź co bądź nieoczekiwana. Po zejściu ze Wzgórza Różańcowego wracamy do miasta. Jeśli nadal dysponujemy czasem, możemy tuż za kamiennym mostem skręcić w prawo, w ul. Grunwaldzką, i idąc wzdłuż niej udać się nad brzeg Nysy Kłodzkiej, by dosłownie poleniuchować nad rzeką. Woda płynie tu dość wartkim strumieniem. Myślę, że to właściwe miejsce na podsumowanie bardzkiej wyprawy. Spragnionych wielkich przygód zapraszam na spływ pontonowy przełomem Nysy Kłodzkiej. Emocji, zapewniam, nie brakuje, ale to już inna historia… Na nas już czas – pociąg z Kłodzka do Wrocławia odjeżdża za pół godziny. Pewnie znów pojedzie mnóstwo podróżnych… 
Widok z mostu 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta