Przejdź do głównej zawartości

Koniec lutego w Górach Sowich, część 1.

Tegoroczne ferie zimowe spędziliśmy w Górach Sowich, które nie pozwoliły nam zapomnieć o tym, że w lutym jeszcze jest zima. Jakże mocno byliśmy zaskoczeni, gdy jadąc z już prawie wiosennej Świdnicy w stronę Walimia stwierdziliśmy, że wjeżdżamy w krainę śniegu. Walim przywitał nas śniegiem, a Przełęcz Sokola potężną mgłą. Naszą bazą wypadową była natomiast wieś Jugów – rozległa wieś łańcuchowa z licznymi rozgałęzieniami, położona u stóp Kalenicy. Różnorodność zabudowy Jugowa sprawia, że w wielu miejscach przypomina on raczej małe miasteczko niż wieś (szczególnie w okolicach kościoła św. Katarzyny i okazałego budynku szkoły). Z Jugowa jest zaledwie ok. 4 kilometry do Nowej Rudy. Sam Jugów jest niezwykle interesujący pod względem architektonicznym – niestety jednak nieco niezadbany. Ponadto pogoda (szarość, mgła, brudny śnieg na ulicach) nie sprzyjała w wydobyciu tego specyficznego uroku. W każdym razie na uwagę zasługują: kościół św. Katarzyny z ołtarzem spod dłuta – a jakże! – Michała Ignacego Klahra, rzeźba św. Jana Nepomucena przed kościołem, pozostałość po dawnej kopalni węgla kamiennego w centralnej części wsi, czy też pałac i ogród przy ul. Głównej. Ładny widok na wieś rozciąga się ze szlaku żółtego wiodącego na Kalenicę.
Na początku XX w. Jugów był prężnie rozwijającym się ośrodkiem turystycznym, z dobrą bazą gastronomiczną i noclegową dla przyjezdnych chcących odbyć wędrówkę po Górach Sowich. Działała tu nawet grupa Kłodzkiego Towarzystwa Górskiego. Idąc za przykładem przodków postanowiliśmy, że to właśnie Jugów będzie naszą bazą wypadową do wędrówek.
W sobotę 18 lutego postanowiliśmy z Jugowa wejść na Wielką Sowę. Było szaro, buro i ponuro, wydawało się, że za chwilę spadnie śnieg lub nawet deszcz, ale postanowiliśmy się nie poddawać. Z Jugowa udaliśmy się szlakiem zielonym w stronę dwóch schronisk – „Bukowej chaty” i PTTK „Zygmuntówka”. „Bukowa chata” położona jest u stóp Rymarza, na którym zorganizowano stok narciarski. To właśnie w okolicach „Bukowej chaty” otworzył się przed nami prawdziwie zaśnieżony świat – z białym, świeżym śniegiem. Stok narciarski zostawiliśmy za sobą, przedostając się na szlak zielony prowadzący wprost do „Zygmuntówki”. W okolicach schroniska szlak był bardzo oblodzony, przed samą „Zygmuntówką” przywitało nas prawdziwe lodowisko.
Przed "Zygmuntówką"

Przed "Zygmuntówką"

Schronisko „Zygmuntówka” należy do najmniejszych, jakie dotąd zwiedziliśmy. Sala z kominkiem dla gości jest niewielka, ale przytulna – z widokiem na Rymarz. Obsługa schroniska miła, a herbata i ciasto („Chrupałem wiewiórkę”J - z rodzynkami i orzechami) pyszne. W „Zygmuntówce” posiedzieliśmy około godziny, zbierając siły na dalszą wyprawę i podziwiając padający śnieg. Gdy przestał prószyć, ruszyliśmy w dalszą drogę – tym razem w kierunku Przełęczy Jugowskiej szlakiem czerwonym. Ośnieżona droga była przyjemna – w wielu miejscach szlak był dosłownie „ubity” przez miłośników biegówek. Po drodze mijaliśmy wyznaczone trasy dla mającego odbyć się w dniu jutrzejszym Biegu Gwarków. W dobrych humorach dotarliśmy do Przełęczy Jugowskiej. Wokół masy samochodów na parkingach – to miłośnicy biegówek, bowiem na szlaku pieszym na Wielką Sowę spotkaliśmy zaledwie trzy osoby. Przy starym, pamiętającym niemieckie czasy Dolnego Śląska, krzyżu przydrożnym skręciliśmy w lewo, aby już teraz szlakiem czerwonym udać się wprost na Wielką Sowę. 
Krzyż przydrożny na Przełęczy Jugowskiej
Wędrówka była przyjemna, tym bardziej, że szlak był czysty, wytyczony przez przejeżdżający tamtędy rankiem skuter śnieżny. Po drodze zatrzymaliśmy się w okolicach Koziej Równi przy Niedźwiedziej Skale, na której już w 1921 r. umieszono tablicę upamiętniającą Hermanna Henkla – działacza turystycznego i propagatora Gór Sowich pochodzącego z Bielawy. Nasza droga na Wielką Sowę przebiegała przez następujące punkty: Przełęcz Jugowska – Kozia Równia – Kozie Siodło – Rozdroże pod Wielką Sową. Wędrówka z przełęczy zajmuje nieco ponad 1,5 godziny.
Tablica ku czci Hermana Henkla

W drodze

Tu nie można się zgubić...

Rozdroże pod Wielką Sową

Tuż przed samym szczytem

Na Wielką Sowę dotarliśmy w bardzo dobrych humorach. Od razu skierowaliśmy się do wieży po pieczątki turystyczne. Tam też nabyliśmy książeczki do nowej odznaki turystycznej „Znam Góry Sowie” i odbyliśmy długą i interesującą pogawędkę z kasjerem czy raczej opiekunem sowiogórskiej wieży. Dowiedzieliśmy się wiele na temat warunków pogodowych panujących na Wielkiej Sowie, szczególnie na przełomie zimy i wiosny, oraz o upodobaniach niektórych turystów. Za dobrą rozmowę dziękujemy!
Wielka Sowa w całej krasie
Dalszy plan naszej wędrówki wyglądał następująco – szlakiem czerwonym w kierunku Przełęczy Sokolej. Oczywiście zatrzymaliśmy się w mijanych po drodze schroniskach – „Sowie” i „Orle”, przy czym w tym pierwszym zjedliśmy pyszny obiad z prawdziwym czeskim houskovym knedlikem. Szlak, nim bardziej w dół, tym mocniej stawał się oblodzony. Przed schroniskiem „Orzeł” zatrzymaliśmy się przy pomniku Carla Wiesena – propagatora turystyki w Górach Sowich. Zszedłszy do Przełęczy Sokolej, uznaliśmy, że stoki narciarskie są w tym miejscu dosłownie oblegane. Białe szaleństwo udzieliło się wszystkim.  
Pomnik ku czci Carla Wiesena

Widok sprzed schroniska Orle
Przełęcz Sokolą zostawiliśmy jednak za sobą, udając się wprost do Sokolca. Ta niepozorna wieś już w XIX w. stała się punktem wypadowym na Wielką Sowę. Na uwagę we wsi zasługuje kościół św. Marcina, obok którego znajduje się pomnik uczestników I wojny światowej. W czasie II wojny światowej w Sokolcu działało komando obozu w Gross-Rosen. Z Sokolca czekała nas dość długa droga powrotna do Jugowa. 
Ogólny widok na Sokolec od strony Przełęczy Sokolej

Pomnik uczestników I wojny światowej przed kościołem w Sokolcu

Wynik wyprawy

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta