„Pamiętaj: stworzyłeś mnie potężniejszym od siebie. Mój wzrost góruje nad twoim, a moje mięśnie bardziej są sprężyste. Ale nie ulegnę tej pokusie i nie będę się tobie sprzeciwiał. Jestem twoim dzieckiem, będę więc potulny i łagodny wobec mego naturalnego pana i króla, jeżeli i ty spełnisz wobec mnie to, co mi jesteś winny. O Frankensteinie, jakże to możesz być sprawiedliwy dla innych, a tylko nade mną tak się pastwić, nade mną, któremu najbardziej należy się od ciebie sprawiedliwość, a nawet łaskawość i miłość?” M. Shelley, Frankenstein
W 1818 r. Mary Shelley wydała Frankensteina – powieść grozy o współczesnym Prometeuszu. Wielokrotnie dociekano, co mogło zainspirować angielską pisarkę do stworzenia dwóch tak wyjątkowych bohaterów literackich – doktora Wiktora Frankensteina i bezimienne monstrum. Ktoś powiedział, że rzekomo doktor Pollidori (jeden z uczestników słynnego spotkania w willi Byrona nad Jeziorem Genewskim w 1816 r.) znał zamieszczony w 1606 r. gazecie Newe Zeyttung opis makabrycznych zdarzeń, do jakich doszło w mieście Frankenstein. Doktor miał opowiedzieć o tym Mary i tak wszystko się zaczęło. Taki zbieg okoliczności byłyby chyba jednak zbyt prosty. W każdym bądź razie dzisiejsze Ząbkowice Śląskie, występujące niegdyś pod nazwą Frankenstein (miasto założone przez przybyszy z Frankonii), uchodzą za miasto Frankensteina, zapraszając do odwiedzin mrożącego krew w żyłach Laboratorium Frankensteina i pracowni Mary Shelley, by zobaczyć pokawałkowane monstrum i pisarkę w chwili komponowania tekstu.
Zacznijmy jednak od początku. Pierwsza wzmianka historyczna o ”civitas Frankenstein” pochodzi z 1287 roku. Miasto powstało w niezwykle atrakcyjnym miejscu – tam, gdzie krzyżowały się drogi wiodące z Wrocławia do Pragi i z Nysy do Świdnicy. W związku z czym miasto szybko stało się ważnym ośrodkiem handlowym, a także ośrodkiem sądowniczym. Miasto – i stojący obok niego zamek – zmieniał kilkakrotnie właścicieli. Budowę zamku zainicjował ok. 1300 r. Bolko I Świdnicki. Potem Frankenstein zależało do książąt ziębicki, z których w XIV w. Bolki II Ziębicki oddał Ząbkowice pod zastaw. Książę ziębicki Mikołaj miasto sprzedał czeskiemu królowi Karolowi IV. Do wojen husyckich władza w mieście należała do namiestników królewskich. Najazdy husyckie Frankenstein nie ominęły. W 1428 r. miasto zostało zniszczone. Zamordowano wówczas trzech zakonników dominikańskich, których relikwia po dzień dzisiejszy są czczone w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego. Od 1454 r. do 1569 r. Ząbkowice znajdowały się w rękach rodu Podiebradów. Tragiczny dla miasta był wiek XVII. Do bram miejskich zawitała wojna trzydziestoletnia, a Szwedzi nawet zajęli zamek. Większą traumą dla mieszkańców była jednak epidemia dżumy, która nękała Ząbkowice od początku 1606 r. aż do pierwszych miesięcy 1607 r., pochłaniając 1/3 populacji miasta. Po zakończeniu wojny trzydziestoletniej cesarz Ferdynand III Habsburg darował miast rodzinie von Auersperg. Pochodzący z tego rodu książę Henryk, zafascynowany ruinami ząbkowickiego zamku, chciał go odbudować. Niestety zabrakło środków finansowych. Tymczasem Ząbkowice, po zakończeniu wojen śląskich w 1763 r., stały się miastem garnizonowym. Jeszcze dziś przy ul. B. Prusa można oglądać budynki dawnych koszar. Ciekawostką jest, że Ziębice były pierwszym na Śląsku miastem nie będącym twierdzą, w którym powstały koszary. W 1791 r. zakończyła się historia księstwa ziębickiego – rodzina Auerspergów sprzedała miasto królowi pruskiemu.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wydarzeń z 1606 roku. Kaplica cmentarna, która po dziś dzień stoi na cmentarzu przy ul. 1-go Maja, była świadkiem niecodziennych, makabrycznych i mrożących krew w żyłach zdarzeń. Historia, którą przedstawię poniżej, pokazuje, jak wielkie oczy miał strach w XVII wieku. W wieku, gdy rozczytywano się w Młocie na czarownice i z lubością uczestniczono w procesach i publicznych egzekucjach czarownic. Wiara w czary, zabobony, usilne poszukiwania sprawców wszelkiego zła często powodowały, że człowiek doby nowożytnej przestawał myśleć racjonalnie… W styczniu 1606 r. Ząbkowice zaatakowała dżuma. Z medycznego punktu widzenia to ostra bakteryjna choroba zakaźna gryzoni i innych drobnych ssaków, a także człowieka. Do zakażenia dochodzi głównie w wyniku pokąsania przez przenoszone przez szczury pchły (w przypadku dżumy dymieniczej) lub drogą powietrzną w przypadku dżumy płucnej. Mieszkańcy przeżywali traumę. Po niejakim czasie zaczęto zastanawiać się nad przyczynami choroby i poszukiwać winnych całego zajścia. Podejrzenie padło wówczas na miejscowych grabarzy, bowiem u jednego z nich rzekomo znaleziono pojemniki z trującym proszkiem wyrabianym z… ludzkich zwłok. Machina procesu (podobnie jak w przypadku procesów o czary) ruszyła. Grabarze poddawani wyrafinowanym torturom przyznawali się do najwymyślniejszych praktyk – przygotowywania proszku z ciał ludzkich, okradania zwłok, bezczeszczenia ciał zmarłych, brzemiennych kobiet (płody mieli zjadać), nekrofilii i w końcu do czynienia czarów. „Winnych” okaleczono i spalono żywcem. Dżuma – cóż – nie ustąpiła. Zapewne nikt nie pomyślał o bezcelowości przeprowadzonego procesu. Miejska histeria znalazła ujście w śmierci grabarzy, sędziowie musieli być zadowoleni, że dali ząbkowiczanom to, czego oczekiwano – osoby odpowiedzialne za pomór. Choroba zniknęła dopiero w lutym 1607 r., zbierając potężne żniwo wśród mieszkańców Frankenstein. W 1609 r. strach, paraliżujący myślenie mieszkańców Ząbkowic, upersonifikowano. W tym bowiem roku w Lipsku opublikowano kazania proboszcza Samuela Heinnitza, w których czytamy, że we Frankenstein w 1606 r. grasował „diabelski łowca”. I tak zaczęła się mroczna legenda. W 1960 r. w książce 300 miast powróciło do Polski Władysław Jan Grabski pisał: „Na zamku w Ząbkowicach mieszkał potwór Frankenstein, który swoimi niecnymi praktykami pozbawił życia ponad 2000 istnień ludzkich […]”. Wierzyć cz nie wierzyć? Wybór pozostawiam Wam, Drodzy Czytelnicy!
Do Ząbkowic Śląskich z Wrocławia najlepiej dojechać autobusem. Droga zajmuje około godziny. Ząbkowice połączone są linią kolejową z pobliskim Kamieńcem Ząbkowickim (szynobus odjeżdża w ich kierunku kilka razy dziennie). Dworzec autobusowy ulokowany jest przy dworcu PKP, skąd rozpoczynamy naszą wędrówkę w kierunku centrum. Pierwszym zabytkiem, który rzuci się nam w oczy, jest kaplica cmentarna na starym cmentarzu przy ul. 1-go Maja. Jeszcze wtedy nie jesteśmy świadomi wydarzeń, jakie rozegrały się tutaj w 1606 roku. Na cmentarz warto wejść, bo powie on nam wiele o dawnych mieszkańcach Frankenstein – o tych sprzed 1945 r., jak i o pierwszych polskich osadnikach. Po drugiej stronie ul. 1-go Maja zobaczymy kościół i zabudowania konwentu bonifratrów. Idąc dalej, po prawej stronie trafiamy na miejskie mury obronne. Możemy przejść wzdłuż nich deptakiem aż do Baszty Gołębiej (obecnie remontowanej).
|
Fragment murów miejskich |
W tym miejscu odczuwamy średniowieczny klimat miasta i dajemy ponieść się wyobraźni… Obok Baszty Gołębiej przechodzimy w boczną uliczkę – znajdujemy się na ul. B. Prusa (dawnej Browarnej) naprzeciwko budynku pruskich koszar. Ulicą Konopnickiej wchodzimy na Rynek, mijając Dom Stanów Ziemskich. Ratusz robi na nas piorunujące wrażenie.
|
Ratusz ząbkowicki |
Pierwsza wzmianka o ratuszu pochodzi z 1345 roku. W XVI w. renesansową budowlę ratusza wzniósł dla mieszkańców Karol I Podiebrad. Wówczas w podziemiach budynku działała nawet Piwnica Świdnicka – gospoda, w której podawano piwo ze Świdnicy. Niedługo jednak potem knajpę zamieniono na miejskie więzienie. W XVIII w. ratusz przebudowano w stylu klasycystycznym, lecz niestety spłonął w 1858 r. podczas wielkiego pożaru miasta. Odbudową najważniejszej budowli w mieście zajął się wybitny wrocławski architekt Alexis Langer. Prace zakończono już w 1864 roku. W południowej fasadzie budynku znajdujemy herb Wrocławia z napisem adiuvante Wratislawia (z pomocą Wrocławia). Z Rynku schodzimy ulicą św. Wojciecha do głównego punktu naszej wyprawy – do symbolu Ząbkowic Śląskich, czyli do Krzywej Wieży.
|
Ulica św. Wojciecha i Krzywa Wieża |
|
Krzywa Wieża |
Kiedy i w jakim celu powstała? Nie wiadomo! Zauważamy, że niegdyś dostawano się do niej wyłącznie z poziomu pierwszej kondygnacji. U dołu nie było drzwi! Czy była dzwonnicą, bramą miejską, elementem dawnego zamku – nie wiemy. A może to dobrze, że nie wiemy w jej przypadku niczego w stu procentach. To nas fascynuje. Trudno nawet jednoznacznie określić, kiedy zaczęła się pochylać. Najczęściej mówi się, że w wyniku lokalnego trzęsienia ziemi (tego samego, który w Bardzie doprowadził do powstania Obrywu Skalnego i przełomu Nysy Kłodzkiej). Tu obok Krzywej Wieży znajdują się dwa ważne dla turysty punktu. Pierwszym jest Punkt Informacji Turystycznej – dowiemy się w nim wszystkiego, co jest nam potrzebne do sprawnego poruszania się po Ząbkowicach i po najbliższej okolicy. Drugim jest pomnik św. Jana Nepomucena wystawiony w 1717 r., a więc należący do jednych z najstarszych na Dolnym Śląsku.
|
Ząbkowicki Jan Nepomucen |
Obok kościoła św. Anny przechodzimy na ulicę Krzywą do Dworu Zygmunta Kauffunga – najstarszego budynku mieszkalnego w mieście.
|
Dwór Kauffunga |
Dziś zlokalizowana jest tu Izba Pamiątek Regionalnych, a w niej… dodatkowe atrakcje. Możemy stanąć oko w oko z grabarzami obwinionymi w 1606 r. o sprowadzenie do miasta zarazy, usiąść obok Mary Shelley, a potem zejść do piwnicy do laboratorium doktora Frankensteina, by wziąć udział w tworzeniu „nowego życia”. Widok mrozi krew w żyłach, czujemy się nieco niepewnie… Pierwsze i drugie piętro Dworu Kauffunga zajmuje ekspozycja poświęcona historii miasta. Naprawdę warto, bo eksponaty są liczne i cenne (np. meble śląskie z przełomu XVIII i XIX wieku).
|
Sala rozpraw |
|
Laboratorium Frankensteina |
|
Laboratorium Frankensteina |
|
Doktor Frankenstein |
|
Laboratorium Frankensteina |
|
Część ekspozycji na drugim piętrze |
|
Część ekspozycji na drugim piętrze |
Z Izby Pamiątek Regionalnych wychodzimy razem z przewodniczką w stronę Krzywej Wieży. Regionalistka otwiera nam niewielkie drzwiczki i kręte, wąskie schodki prowadzą nas w górę do pierwszej kondygnacji. Tam kolejna gratka – sala tortur. Oglądamy narzędzia tortur stosowane w XVI, XVII i XVIII wieku. Dalej schodami – wpierw murowanymi, potem drewnianymi wychodzimy na szczyt Krzywej Wieży. W tym momencie nie jest już dla nas ważna wielkość jej odchylenia od pionu (ok. 2,10m), lecz widok, który rozciąga się przed naszymi oczami. W pobliżu panorama miasta i zamek, w oddali – pobliskie pasma górskie. Zamontowane na szczycie opisy pasm i szczytów pozwalają nam się zorientować w elementach krajobrazu. Najbliżej nas – Góry Bardzkie … Reszta tonie w chmurach i we mgle.
|
Widok z Krzywej Wieży |
|
Widok z Krzywej Wieży |
Teraz już czas na ostatni punkt naszej wycieczki – ząbkowicki zamek, a raczej jego ruiny. To, co widzimy przed sobą, to ruiny renesansowego zamku wzniesionego przez Karola I z Podiebradów. Książę zlecił budowę (z wykorzystaniem średniowiecznych ruin) praskiemu architektowi – Benedyktowi Reitowi. W wyniku prac powstała pierwsza na Śląsku rezydencja, który zrywała z konwencją średniowiecznych zamków obronnych. W jej wnętrzu utworzono – typowy dla renesansu – kwadratowy dziedziniec z krużgankami. Całość otoczona była fosą. Wcześniej w tym miejscu znajdowało się obronne zamczysko wzniesione przez Bolka I Świdnickiego. Jak wyglądało? Niestety nie wiemy. Ruiny ząbkowickiego zamku znajdują się obecnie w kapitalnym remoncie z zamiarem przeznaczenia ich dla celów turystycznych. Z tego też względu nie mogliśmy zajrzeć do ich wnętrza. Mimo to robią piorunujące wrażenie, a otaczający je park zachęca do spacerów i domysłów, czy rzeczywiście kiedyś mieszkał w nich ów straszny, pożerający ludzi potwór? W tym miejscu kończymy naszą wędrówkę…
|
Ruiny zamku Karola z Podiebradów |
„Trzy lata temu byłem zajęty taką samą pracą i stworzyłem diabła, którego niespotykane barbarzyństwo dokonało spustoszenia w moim sercu […]. Wprawdzie zły przysiągł, że opuści ludzkie siedziby i ukryje się w pustkowiu, ale ona niczego nie przyrzekała […]”. M. Shelley, Frankenstein
Komentarze
Prześlij komentarz