Przejdź do głównej zawartości

Jak Gerwazy na zamku Horeszków… Rzecz o Świnach

Dawno, dawno temu w jednym ze śląskich zamków mieszkał ród Świnków (niem. von Schweinichen) znany z zamiłowania do napojów wysokoprocentowych. Jerzy Schweinichen pijał wino z cebrów i nie miał równego sobie — nawet wśród polskiej szlachty — podczas alkoholowych libacji. Natomiast Konrad Schweinichen twierdził, że nawet sam diabeł nie dałby mu rady, a jeśli siła nieczysta ma go porwać, niech się to stanie tu i teraz. Na wynik prośby nie trzeba było długo czekać — nagły piorun trafił śmiertelnie Konrada, a trzymany przez niego w rękach kielich stopił się. Dumny Świnka już nigdy nie zasiadł do suto zakrapianej wieczerzy…
Na jednym ze wzgórz Pogórza Kaczawskiego, ok. 3 km od Bolkowa, na drodze wiodącej w kierunku Jawora wznoszą się majestatyczne ruiny zamku Świny. 
Świny
Legendy głoszą, że budowla już 900 lat temu zamieszkana była przez ród Świnków, z którego (a dokładniej z jego wielkopolskiej linii) wywodził się słynny arcybiskup gnieźnieński Jakub Świnka. Ród miał licznych przedstawicieli — zarówno w Czechach, jak i na ziemiach polskich. Na Śląsku z biegiem czasu nazwisko Świnka zgermanizowało się, by w XV w. otrzymać formę Schweinichen. Rycerze ze Świnków zamek w Świnach otrzymali od Bolka I Srogiego dopiero w latach 70. XIII wieku. Wcześniej, bo już w X w., istniał w tym miejscu gród, który strzegł traktu wiodącego z Polski do Czech przez Przełęcz Lubawską. Budowla po raz pierwszy wspomniana została w Kronice Kosmasa w 1108 r. jako Zvini in Polonia (Świny w Polsce). Potem posiadała status kasztelanii, który utraciła w XIII w. na rzecz lepiej rozwiniętego Bolkowa. Ród Świnków trzymał zamek we władaniu aż do XVIII wieku. W tym czasie warownia zmieniała kilkakrotnie swoje oblicze — w XIV w. wybudowano wysoką, kamienną wieżę mieszkalną, w okresie renesansu przeprowadzono rozbudowę założenia, a w XVII w. Johann Sigismund von Schweinichen — zauroczony włoską architekturą — przebudował zamczysko na zamek‑rezydencję, wznosząc z przodu barokowy pałac. Okres upadku Świn należy liczyć od 1761 r., gdy podczas wojny siedmioletniej budowla została splądrowana przez wojska rosyjskie. Od tego momentu Świny stoją niezamieszkałe. Dzieła zniszczenia dopełnił w 1848 r. huragan, a w 1876 r. potężny pożar. Na początku XX w. podjęto starania, by ruiny zabezpieczyć i ocalić od dalszego zniszczenia. Ciekawy epizod z historii zamku wiąże się z okresem II wojny światowej, gdy w 1942 r. Niemcy umieścili w ruinach magazyn części do samolotów, produkowanych w okolicach Bolkowa. Prawdopodobnie po zwycięskiej wojnie Świny miały być odbudowane z przeznaczeniem na ośrodek Hitlerjugend… Dziś ruiny dawnej siedziby rodu Świnków znajdują się w rękach prywatnych. Wyjątkowość Świn — w porównaniu do innych zamków położonych na Śląsku — polega na tym, że budowla nigdy przez nikogo nie została zdobyta. Żadnych husytów, żadnych raubritterów i tym podobnych osób, pomijając jedynie epizod z plądrującymi Rosjanami.
Brama wejściowa do zamku
Wyprawę do ruin zamku w Świnach najlepiej połączyć z wycieczką do Bolkowa. Wówczas po wizycie w bolkowskim zamku, z którego nota bene jak na dłoni widać sąsiadujące z nim Świny, możemy pieszo udać się w kierunku ruin. Spacer zajmie nam około pół godziny do czterdziestu minut. W tym celu udajemy się z zamku bolkowskiego w dół na rynek w Bolkowie i z niego kierujemy się na Jawor. Przechodzimy niewielki most na Nysie Szalonej i idziemy wzdłuż ulicy Kolejowej. Podczas spaceru warto zatrzymać się przy nieczynnym bolkowskim dworcu kolejowym, wzniesionym w 1890 roku. Pomieszczenia dworca przeznaczone zostały na mieszkania, natomiast perony stacji gęsto już zarosły roślinami. Po zejściu z ulicy Kolejowej część naszego spaceru musimy kontynuować poboczem dość ruchliwej ulicy Republikańskiej, by tuż przed zlokalizowanym po prawej stronie stawem skręcić w prawo w dróżkę wiodącą wzdłuż tego zbiornika wodnego do lasu. Zapewniam Was, że z całą pewnością się nie zgubicie, gdyż okoliczni mieszkańcy — przyzwyczajeni do widoku turystów — wskażą Wam uprzejmie właściwą drogę. J Teraz czeka nas wdrapanie się ścieżką na niezbyt wysokie wzgórze (maksymalnie 320 m n.p.m.) i wędrówka wzdłuż wzgórza prosto do ruin zamku, które dosłownie wyrosną przed nami na końcu ścieżynki niczym tajemnicze zamczysko w bajce. Na pierwszy rzut oka ruiny mogą wzbudzić w nas dreszczyk przerażenia — wielka budowla, równie wielka zamknięta brama, a wokół żywej duszy… No, może ewentualnie jakieś podchmielone duchy rycerzy ze Świnków… 

Front pałacu
Swoją przygodę ze Świnami można rozpocząć zatem od swoistego oswojenia przestrzeni. Malowniczą alejką możemy oddalić się na chwilę od ruin i udać się do sąsiadującego z nimi kościoła św. Mikołaja, którego początki sięgają poł. XIV wieku. Ta sama dróżka doprowadzi nas także w dół do wioski Świny. Między kościołem a ruinami odnajdujemy — być może służący za boisko do piłki nożnej — porośnięty trawą sporych rozmiarów plac. To świetne miejsce na biwak i posiłek. Śniadanie na trawie z widokiem na ruiny zamczyska — takie sytuacje nie zdarzają się na co dzień! Spożywając śniadanie, czekamy jednocześnie na… klucznika. Tak, na klucznika, bowiem Świny są dostępne dla zwiedzających. Tuż przy bramie zwieszona jest tabliczka z informacją i numerem telefonu do klucznika mieszkającego we wsi. Jeśli tylko mamy szczęście i klucznik nie jest akurat zajęty innymi sprawami, dociera on do zamku w około 10 minut.

Klucznik, zamek w ruinie… Coś mi to przypomina…

Zawsze nosił Horeszków liberyją dawną,
Kurtę z połami żółtą, galonem oprawną,
Który dziś żółty, dawniej zapewne był złoty.
Wkoło szyte jedwabiem herbowne klejnoty,
Półkozice, i stąd też cała okolica
Półkozicem przezwała starego szlachcica.
Czasem też od przysłowia, które bez ustanku
Powtarzał, nazywano go także Mopanku;
Czasem Szczerbcem, że całą łysinę miał w szczerbach;
Lecz on zwał się Rębajło, a o jego herbach
Nie wiadomo. Klucznikiem siebie tytułował.

Nasz klucznik nie ma co prawda na imię Gerwazy, ale analogia z Mickiewiczowskim bohaterem jakoś sama się nasunęła. Nasz klucznik nie nosi też liberii, która w tym przypadku powinna być chyba opatrzona herbem Świnków (herb z dzikiem). Jest za to zdecydowanie bardziej sympatyczny niż przeciwnik Sopliców. Za niewielką opłatą (taki… bilet wstępu) otwiera podwoje zamku w Świnach, pozwalając turystom szwendać się dosłownie wszędzie, zaś odpowiednio zagadnięty opowiada współczesne perypetie ruin i historie związane z ich obecnymi właścicielami.

Po otwarciu bram zamczyska...
Widok zapiera dech w piersiach już od samego wejścia. Wchodzimy bowiem przez bramę usytuowaną w barokizującym pałacu na zamku dolnym. Barokowy portal bramy jest symbolem dawnej świetności siedziby Świnków. W ruinach pałacu dostępne są dla zwiedzających przyziemne sale, zaś szczególnie dreszczyk emocji wywołuje potężne pomieszczenie usytuowane po prawej stronie wejścia. Niegdyś musiała być to sala przeznaczona na przyjęcia gości. Mrok panujący w jej wnętrzu i atmosfera tajemnicy sprawiają, że odczuwamy niczym nieuzasadniony strach. Sceneria idealna dla XIX-wiecznych powieści grozy… Brakuje tylko samoczynnie poruszających się rycerskich zbroi i wielkich, wzbudzających grozę szyszaków… 

Sala w przyziemu. Czy tutaj tańczono, jedzono, czy może sprawowano sądy...?
Z bramy wychodzimy na bardzo obszerny dziedziniec, z którego wzrokiem ogarniamy całość budowli — dolny i górny zamek, pałac z bramą, mieszkalny budynek renesansowy (a raczej jego pozostałość), potężną gotycką wieżę mieszkalną oraz zarysy murów okalających zamczysko. 
Pałac

Gotycka wieża mieszkalna

Górny zamek
Z dziedzińca dolnego wchodzimy dość stromymi schodkami na zamek górny i stamtąd od razu schodami przez gotycki portal udajemy się do wieży mieszkalnej. Jej parter zajmowała niegdyś sala rycerska. Pozostałych kondygnacji dziś już nie ma i podnosząc wzrok ku górze, widzimy po prostu wykonany współcześnie strop oraz otwory okienne zwieńczone łukami z resztkami renesansowych ozdób. Wieża dostępna jest do zwiedzana od niedawna. Właściciel postarał się nawet, byśmy w jej wnętrzu poznali historię założenia, bowiem na ścianie zostały umieszczone informacje na temat losów zamku i możnych z rodu Świnków. Do wieży dostawione są resztki renesansowego domu mieszkalnego. Tu jednak wstępu nie mamy, odstrasza nas bowiem tabliczka ostrzegająca o możliwości zawalenia. 
Wnętrze wieży mieszkalnej. Zdobienia okien 

Wnętrze wieży mieszkalnej - rozpoznajemy jej kondygnacje 

Górny zamek 
Z zamku górnego możemy śmiało zejść w dół do pałacu lub wcześniej wejść do wnętrza bastei. Ruiny są bardzo malownicze i romantyczne. Nieustannie unosi się nad nimi duch minionych rycerskich czasów. Stanowiłyby dla wielu pisarzy doskonałe tło dla romansów rycerskich. Mogłyby również z powodzeniem zagrać w niejednym filmie. O tym, że ruiny i ich historia fascynowały ludzi w nich przebywających, świadczą znajdujące się na ścianach bastei rysunki XVII-wiecznej szlachty wykonane przez… stacjonujących tu żołnierzy Wermachtu. My z całą pewnością wyjdziemy z zamku w pełni ukontentowani. Uważam, że Świny są obowiązkowym miejscem na mapie turysty zwiedzającego okolice Bolkowa. Bez ich zwiedzenia wyprawa na Pogórze Kaczawskie może być uważana za niebyłą. Po odwiedzeniu wnętrza zamczyska stwierdzimy jeszcze jedną rzecz — te ruiny przestają być dla nas straszne, bo nasze oswajanie przestrzeni zakończyło się pełnym sukcesem.

Pałac

Chwila odpoczynku - między dolnym a górnym zamkiem 
Zostawiamy ruiny zamku w Świnach za sobą. Tą samą ścieżynką, którą dotarliśmy na wzgórze, schodzimy w dół i kierujemy się do Bolkowa. W tym momencie wcale nie musimy kończyć naszej wędrówki. Możemy bowiem udać się na leżącą jeszcze w granicach miasta Górę Ryszarda, w której wnętrzu znajdowała się niemiecka fabryka części zamiennych „Lehm”. Ale to już zupełnie inna historia… 

Komentarze

  1. Ach, te legendy! Zazdroszczę, że udało Wam się obejrzeć wnętrze zamku. Mimo, że widziałam zamek tylko z zewnątrz, n mnie też zrobił duże wrażenie: http://stopawstope.blogspot.com/2015/11/szlakiem-zamkow-piastowskich-dzien-5.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Wnętrza są fantastyczne, w klimatach najlepszych powieści grozy. Warto próbować dostać się do wnętrza, dzwonić na numer wywieszony na bramie wejściowej. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta