Kilka tygodni temu,
poszukując kolejnych rzeźb św. Jana Nepomucena, udaliśmy się do Chełmska
Śląskiego. Cel wycieczki nie był przypadkowy – w tej to bowiem dolnośląskiej
miejscowości znajduje się jedno z najciekawszych wyobrażeń rzeczonego świętego,
które trzeba obowiązkowo odwiedzić, zbierając punkty do odznaki w stopniu
diamentowym. Pomyślałam sobie – daleka droga, tym bardziej, że nie
dysponowaliśmy zbyt dużą ilością czasu. Ale co tam. Opłacało się pojechać, by
zobaczyć, jak kończy się Dolny Śląsk. Kończy się – dosłownie i w przenośni.
Droga wiodła nas przez
Kamienną Górę, Krzeszów (tuż obok opactwa), a następnie przez wioski Jawiszów i
Olszyny. Im bardziej zbliżaliśmy się do Chełmska, tym większe mieliśmy
wrażenie, że jezdnia staje się coraz węższa, a my zbliżamy się do miejsca,
gdzie świat się kończy. Wrażenie nas nie myliło – gdyby przejechać przez
Chełmsko wprost ulicą Sądecką, wylądowalibyśmy na granicy polsko-czeskiej, a tam
już tylko krok i… Adršpach. Ale to już inna historia. Trzymajmy się Chełmska.
Chełmsko Śląskie
zostało założone przez Czechów być może już w 1214 roku. W 1343 r. zostało
sprzedane cystersom i należało do nich do 1810 r., czyli do kasaty zakonu.
Przez ten okres przeżywało typowe dla dolnośląskich miasteczek perypetie –
rozwój pod rządami cystersów, zniszczenie podczas wojen husyckich, spory między
katolikami a protestantami i w końcu liczne pożary. Od II poł. XVII w.
znów zaczęło tętnić życiem – tym razem za sprawą tkaczy, których produkty
sprzedawano w całej Europie, a nawet w Ameryce. Okres prosperity zakończył się
jednak wraz z wprowadzeniem tkactwa mechanicznego, w wyniku którego wielu
chałupników utraciło pracę. Sytuacja poprawiła się nieco pod koniec XIX w., gdy
z Kamiennej Góry poprowadzono linię kolejową. Wówczas uznano, że Chełmsko
to interesujące letnisko, tym bardziej, że z miejscowości blisko było do Ardšpachu.
Figura Jana Nepomucena na rynku w Chełmsku Śląskim |
Po 1945 r. zakończył
żywot niemiecki Schömberg, a rozpoczęło życie polskie Chełmsko Śląskie. Nie
jest to dobry czas dla miejscowości, która w 1946 r. utraciła prawa miejskie. Dziś
jest pełną absurdów wsią, wygrywającą konkursy na „najpiękniejszą wieś”. Nic
dziwnego, skoro to wieś z obszernym barokowym rynkiem…
Jak metaforycznie
kończy się Dolny Śląsk? Odpływem ludności z coraz gorzej pod względem
gospodarczym prosperujących terenów. Zostają ci, którzy nie mają dokąd pójść,
ci, którym już wszystko jedno i ci – najmniej liczni - którym jeszcze się chce
ruszyć region z posad, żeby go wypromować i ściągnąć turystów. Gdy wjechaliśmy
na rynek Chełmska Śląskiego, nie trwało długo, by zrozumieć, że jesteśmy w
świecie paradoksów. To przecież wieś, ale z rynkiem, budynkiem ratusza,
barokowymi (pięknymi, lecz w coraz gorszej kondycji) kamienicami z podcieniami
i ogromną budowlą kościoła górującą nad miejscowością. Po środku rynku samotna
figura Jana Nepomucena – nadwerężona, niekonserwowana od lat. Przez rynek
przechodzi starsza pani, wygląda jak wiejska babuleńka. Niesie w wiadrze drewno
na opał. Pod budynkiem ratusza na ławce siedzące smętnie dwie postaci. Po
jednej ze stron rynku, w podcieniach, pod monopolowym grupa miejscowych
bywalców. Raczej nie wyglądają na zbyt szkodliwych. Przyglądają się nam, my
przyglądamy się im. Czujemy, że coś w tym miejscowym świecie jest nie tak.
Dwunastu Apostołów - drewniane domy czeskich tkaczy |
Na ulicy Sądeckiej
znajduje się drugi co do ważności (po figurze Jana Nepomucena) zabytek Chełmska
Śląskiego – jedyny w swoim rodzaju, jedyny na Dolnym Śląsku, w Polsce i w tej
części Europy. To drewniane domki tkaczy zwane „Dwunastoma Apostołami”,
wybudowane w 1707 r. dla tkaczy sprowadzonych z Czech. Stoją w równym rzędzie,
każdy z podcieniami. Z tyłu, za domami, przepływał wartki strumień, który
pozwalał na moczenie płótna, zaś znajdujące się tam strome zbocze jego suszenie
i bielenie. Dziś domków jest jedenaście, bowiem dwunasty z nich o imieniu
Judasz spłoną… Nomen omen chciałoby się rzec. Przechodząc pod podcieniami domków, możemy zajrzeć do znajdującego się w jednym z nich Stowarzyszenia na Rzecz
Rozwoju Chełmska Śląskiego „Tkacze Śląscy” oraz do fantastycznej kawiarenki „U
Apostoła”, gdzie obowiązkowo należy spróbować ciasta o nazwie „Bomba
Apostołów”, zakupić lniane wyroby, a przede wszystkich odbyć rozmowę z właścicielem
na temat historii i współczesności Chełmska. Właściciel – urodzony gawędziarz i
mieszkaniec barokowej kamienicy – z humorem opowiada o miejscowych dylematach.
Jeśli ktoś chce się dowiedzieć, kim są chełmscy „arkadiusze” lub obejrzeć
kartki pocztowe reklamujące wursty z Schömberg, koniecznie musi zajrzeć do
Apostołów.
Po wizycie w Chełmsku
Śląskim wiemy jedno – tu obowiązkowo trzeba wracać i namawiać
innych na wizytę, by zobaczyć jedno z najpiękniejszych, lecz smutno
umierających miejsc na Dolnym Śląsku. Niech wycieczki nie zatrzymują się na
Krzeszowie. Do Chełmska z opactwa jest zaledwie 6 kilometrów. Tylko turyści są
w stanie ocalić pamięć o chełmskich tkaczach od zapomnienia. A zatem – do Chełmska
Śląskiego marsz!
Komentarze
Prześlij komentarz