Ostatni weekend
listopada spędziliśmy na końcu świata – w Nowym Gierałtowie i w Bielicach,
wioskach położonych za Stroniem Śląskim. Tym samym odkrywaliśmy niezwykły, dość dziki urok wschodniej części
Ziemi Kłodzkiej. Nocowaliśmy w Nowym Gierałtowie w sympatycznym gospodarstwie agroturystycznym
„Chatka Dziadka”, gdyż nie udało się nam już znaleźć noclegu w samych
Bielicach, które interesowały nas najbardziej. To spowodowało, że musieliśmy
pokonać kawałek drogi, by dojść do wejścia na szlaki.
|
Barani Wąwóz |
|
Barani Wąwóz |
|
Drewno gotowe do zwózki w Baranim Wąwozie |
Plan wędrówki zakładał zdobycie
dwóch szczytów, w związku z czym dość wcześnie rano opuściliśmy Nowy Gierałtów,
by udać się w kierunku Bielic. Droga wiodła asfaltem, po lewej stronie
mijaliśmy zabudowania leśniczówki w Dolnych Bielicach, by w końcu ujrzeć
pierwsze zabudowania wsi. Tuż za Chatą Cyborga skręciliśmy w lewo do Baraniego
Wąwozu, który miał nas doprowadzić do przełęczy opatrzonej czeską nazwą – Sedlo
Peklo. Do „Piekła” przez Barani Wąwóz prowadzi miejscowa, gminna ścieżka
turystyczna. Została ona wytyczona w tym miejscu nie bez powodu. W Baranim
Wąwozie w 1958 r. nagrywano sceny do filmu Baza
ludzi umarłych powstałego w oparciu o opowiadanie Marka Hłaski pt. Następny do raju. Hłasko pracował zresztą
w okolicy jako kierowca ciężarówki zwożącej drewno. Swoista surowość filmu do
dziś robi na widzu wrażenie. Na turyście robi natomiast wrażenie przyroda
wąwozu i leżące stosy pościnanych, przygotowanych do wywiezienia drzew. Jakby
czas się zatrzymał, a duch Hłaski wciąż się tam unosił. Tyle, że nie byliśmy
pewni, czy zmierzamy do raju czy do piekła, bo przed nami Sedlo Peklo, a w głowie
opowiadanie Następny do raju.
|
Sedlo Peklo |
Po niedługim czasie
doszliśmy do Sedlo Peklo, czyli dosłownie do Przełęczy Piekło. Z tego miejsca
mieliśmy około godziny marszu żółtym szlakiem w stronę szczytu Kowadła.
Najpierw jednak postanowiliśmy udać się na „czeską stronę mocy” J,
by odszukać Pramen Peklo, czyli Źródło Piekło. Nie było to trudne. Woda płynęła
niewielkim ciurkiem, ale była smaczna i bardzo zimna. Przy źródle trochę odpoczęliśmy
i zostawiliśmy nasz wpis w Vrcholové knížce prowadzonej przez Klub Českých
Turistů, informując, skąd przyszliśmy i dokąd zmierzamy, a także
przekazując kilka słów o sytuacji pogodowej. Przy Pekle zastanawialiśmy się
jednak, co dalej, bowiem pogoda zmieniła się na coraz bardziej mglistą. Nie
mieliśmy pewności, czy przypadkiem nie spotka nas deszcz.
|
Pramen Peklo |
|
Pramen Peklo - książka miejsca |
Wróciliśmy dość szybko
na Sedlo Peklo, by podjąć decyzję o dalszym marszu na Kowadło. Z przełęczy
na Kowadło prowadzą dwa szlaki – polski zielony i żółty czeski, które idą
równolegle wzdłuż granicy, zbliżając i oddalając się od siebie. W związku z
czym było nam wszystko jedno, którą stronę granicy wybierzemy. Co jakiś czas
zresztą mijaliśmy słupki graniczne. Lubię taką wędrówkę wzdłuż granicy – celebruję
ją zawsze czy to w Karkonoszach, czy na Ziemi Kłodzkiej, bo słupki
graniczne niosą informację o przeszłości tych ziem. Gdy się dobrze im
przyjrzeć, widać na nich zamalowane litery D (Niemcy) i CS (Czechosłowacja). Poza
tym lubię być jedną nogą w Polsce i jedną w Czechach…
|
Droga na Kowadło |
|
Blisko szczytu |
Droga na Kowadło prowadziła
przez świerkowy las, dość wąską ścieżką. Mgła robiła się coraz gęstsza, co
dodawało specyficznego uroku naszej wędrówce. Niewątpliwie ogromnym plusem
naszej wyprawy była zupełna cisza i wszechobecny spokój. Jak dotąd nie spotkaliśmy
żywej duszy. Dotarcie z Sedlo Peklo na Kowadło rzeczywiście zajęło nam około
godziny.
|
Szczyt Kowadła |
|
Na szczycie Kowadła |
|
Po czeskiej stronie Kowadła |
|
Co zostawiliśmy po sobie? |
Kowadło liczy 989 m
n.p.m. i jest uważane za jeden z najwyższych szczytów Gór Złotych. W okolicy
konkuruje z nim czeski Smrek (1125 m n.p.m.) zaliczany do szczytów Rychlebskich
hor. Kowadło to kopulasty szczyt, porośnięty świerkami, z wystającymi to tu, to
tam gnejsowymi skałkami. Góra zaliczana jest do Korony Gór Polskich i –
oczywiście – do Korony Ziemi Kłodzkiej. Otaczająca nas mgła niestety uniemożliwiła
nam obserwację okolicy ze szczytu Kowadła. Zdobywając Kowadło nie należy się
jednak ograniczać do jego polskiej strony. Wystarczy pójść kilkadziesiąt metrów
przed siebie na żółty szlak, by dotrzeć do czeskiego wierzchołka góry.
Kovadlina – tak brzmi czeska wersja nazwy. Tam w żółtej skrzyneczce znaleźliśmy
kolejną Vrcholovou knížku, w której opisaliśmy krótko nasze wrażenia (po polsku
i po czesku) i zamieściliśmy informację, że dalej idziemy na Rudawiec.
|
Zejście z Kowadła do Bielic |
|
Zabudowania Bielic |
|
Nowa Biela. Czy tu urodził się Michał Klahr? |
Z Kowadła na Rudawiec
prowadzi zielony szlak. Niestety jego przebieg jest dość specyficzny, powodujący,
że turystę czeka zejście z Kowadła do Bielic, a następnie z Bielic kolejne,
dość wymagające podejście. Po pozostawieniu za sobą ostatnich zabudowań Bielic,
idziemy wzdłuż Białej Lądeckiej, by dotrzeć do miejsca, które niegdyś określane
było mianem kolonia Nowa Biela (Bielice), gdzie – według legendy – pod koniec
XVII w. miał się urodzić wybitny rzeźbiarz Ziemi Kłodzkiej – Michał Klahr. Miejsce
po dawnej osadzie upamiętnia dziś tylko pasyjny krzyż. Po pewnym czasie
wędrówki kończy się spokojna leśna droga i musimy skręcić w prawo, by zielonym
szlakiem rozpocząć podejście pod Rudawiec. Dopiero tutaj spotykamy pierwszych
turystów – czteroosobową rodzinę, która po Rudawcu zmierzała w stronę Kowadła. Idzie
się nam ni trudno, ni łatwo, choć czasem chcemy, by droga już się skończyła, a
przed nami wyrósł szczyt Rudawca. Niestety marzenie nasze nie prędko się
spełni. Pomniejszym celem jest teraz dotarcie do schronu turystycznego, by móc
w nim odpocząć i posilić się. Drewniana turystyczna budka stoi około 150 m
w lewo od wejścia do Rezerwatu Przyrody „Puszcza Śnieżnej Białki”. Budka jest
nowa i czysta, można się w niej dobrze rozgościć. Tam też oceniliśmy nasze
szanse zdobycia Rudawca tuż przed zachodem słońca. Wypoczęci i gotowi do
dalszej wędrówki, ruszyliśmy na szlak, wchodząc do wspomnianego rezerwatu.
|
Puszcza Śnieżnej Białki |
|
Puszcza Śnieżnej Białki |
|
Puszcza Śnieżnej Białki |
|
Puszcza Śnieżnej Białki |
|
Puszcza Śnieżnej Białki |
Rezerwat Przyrody „Puszcza
Śnieżnej Białki” utworzony został w 1963 roku. Dawniej tereny te należały do Marianny
Orańskiej, która doceniła walory przyrodnicze miejsca, nazywając je „Rajem”. Na
terenie rezerwatu znajdują się pozostałości Puszczy Sudeckiej, z zachowanymi
drzewami liściastymi – jaworami. Obszar ten należy do najdzikszych w całych
Sudetach i bywa nazywany Sudeckimi Bieszczadami. Zielony szlak wije się
więc po puszczy, najpierw między powalonymi drzewami i połamanymi gałęziami,
następnie obok niebotycznych świerków z domieszką drzew liściastych. Dzikiego i
niezdobytego charakteru temu miejscu dodawała towarzysząca nam mgła, która
spowijała tajemniczo otaczające nas drzewa. W drodze na Rudawiec mijaliśmy
szczyt Iwinki (1079 m n.p.m.) oraz czeską część Rudawca, określaną mianem Polské
hory (1106 m n.p.m.), stanowiącej najdalej wysunięty na północ punkt Moraw.
|
Szczyt Rudawca |
Rudawiec (1112 m
n.p.m.) określany był niegdyś przez Czechów jako Červené Bahno, uważany jest za
trzeci co do wysokości szczyt Gór Bialskich. Zaliczany jest do Korony Gór
Polskich oraz – oczywiście – do Korony Ziemi Kłodzkiej. Dostępny jest wyłącznie
zielonym szlakiem ze strony polskiej.
Wracając z Rudawca znów
ścieżkami puszczy spotkaliśmy kolejnych czterech turystów zmierzających na odwiedzony
przez nas szczyt. Do Bielic zeszliśmy zielonym szlakiem. Teraz czekało nas
przejście przez całą wioskę i powrót do Nowego Gierałtowa. W Bielicach
przyglądaliśmy się starym, drewnianym chatom sprawiającym wrażenie, że czas tu
się zatrzymał i nie prędko ruszy do przodu. Zatrzymaliśmy się też przy
XVIII-wiecznym kościele śś. Wincentego i Walentego, na którego zewnętrznej
ścianie umieszczono dwie tablice: jedną, upamiętniającą Michała Klahra, drugą –
przypominającą o spotkaniach polskich i czechosłowackich opozycjonistów,
które w latach 1981-1989 miały miejsce w Bielicach i w Górach
Złotych.
|
Kościół w Bielicach |
Gdy mijaliśmy
zabudowania leśniczówki w Dolnych Bielicach, słońce zaczęło zachodzić. To był
dla nas sygnał, że podczas wycieczki czas wykorzystaliśmy idealnie, a teraz
wędrówkę trzeba już kończyć i udać się na zasłużony obfity posiłek.
Komentarze
Prześlij komentarz