Tradycją naszą jest, że
choć raz w miesiącu musimy gdzieś pojechać. Listopad upłynął pod znakiem
Szklarskiej Poręby. Wyjazd został zaplanowany bardzo spontanicznie.
Wiedzieliśmy, że w Karkonoszach spadł pierwszy śnieg. Nie przypuszczaliśmy
jednak, że otworzy się przed nami aż tak bardzo magicznie bajkowy świat.
Powinnam chyba napisać, że po szarościach Wrocławia zostaliśmy wręcz porażeni urokiem
skrzącej się w śniegu i słonecznych promieniach Szrenicy. Plan sobotniego
wyjścia w góry był prosty – żółtym szlakiem do Schroniska pod Łabskim Szczytem,
a dalej… A dalej zobaczy się, biorąc pod uwagę warunki pogodowe, które mogły
zmienić się w każdej chwili. Listopad to już moment, gdy zamknięta jest część
szlaków – żółty powyżej Schroniska pod Łabskim Szczytem i zielony w głąb
Śnieżnych Kotłów. Na miejscu okazało się, że częściowo niedostępny jest też
szlak niebieski do Wodospadu Szklarki (ze względu na wycinkę drzew).
Żółty szlak przebiega
przez centrum Szklarskiej Poręby. Ulicą Jedności Narodowej, a następnie 1
Maja dostaliśmy się na ul. Kilińskiego. Minęliśmy Ludzi z żelaza Frączkiewicza i wspięliśmy się łagodnie chodnikiem
do budynku Muzeum Mineralogicznego. Słońce towarzyszyło nam od momentu
porannego otwarcia oczu i bardzo chcieliśmy, by pozostało z nami jak
najdłużej. Na wysokości budynku muzeum szlak żółty skręca w lewo do lasu, gdzie
początkowo bardzo łagodnie prowadzi w górę. Droga zrazu nie była łatwa, gdyż
szlak u krawędzi lasu był mocno oblodzony. Natomiast im wyżej, tym więcej
śniegu i łatwiej dla nas. W promieniach słonecznych wędrówka była naprawdę
przyjemna. Czekaliśmy tylko, aż po prawej stronie zza drzew wyłoni się nam
szczyt Szrenicy z doskonale tego ranka widocznym budynkiem schroniska.
|
W oddali Szrenica |
|
Dolny odcinek żółtego szlaku |
Po
niedługim czasie żółty szlak odbija lekko w prawo, by wejść na – nieco zaniedbaną
– kamienną ścieżkę, którą teraz trzeba się piąć aż do miejsca, gdzie szlak
żółty łączy się z zieloną ścieżką prowadzącą w dół do Rozdroża pod Kamieńczykiem.
Zasypana śniegiem i miejscami oblodzona kamienna ścieżka na żółtym szlaku wcale
nie należy do najłatwiejszych podejść do Łabskiego Szczytu. Trzeba jednak
pamiętać, że to właśnie tędy przebiega szlak zimowy. Leżące pod nogami głazy od
czasu do czasu wywoływały u mnie niczym nieuzasadnione „górskie skojarzenia”. W
kamieniach tych bowiem widziałam kamienie ślężańskie – tyle, że w wersji XXL. Odetchnęliśmy
z ulgą, gdy dotarliśmy do miejsca, gdzie szlak żółty łączy się z zieloną
ścieżką. Teraz nasz szlak zmienia się w ośnieżoną, równą drogę – i choć stromą,
to zdecydowanie bardzo przyjemną. Przed nami majestatyczny las, za nami
prześwitujący widok na Szklarską Porębę, po naszej lewej stronie szemrzący
Szrenicki Potok. Jesteśmy zadowoleni, choć odrobinę zmęczeni. Słońce jednak
nadal przyświeca, a humory dopisują. Zostało nam jeszcze około godziny do
schroniska. Osypane śniegiem świerki i zamarznięte brzegi płynącego po prawej
stronie rowka z wodą dawały nam do zrozumienia, że w Karkonoszach na dobre
zagościła zima. Gdybyśmy wiedzieli, że niedługo wszystko ma się zmienić… Szlak
żółty prowadzi nas do drewnianego mostku nad Szrenickim Potokiem. To dobre
miejsce na wspólną pamiątkową fotografię. Kamienie nad potokiem także są
oblodzone. Znaleźliśmy się w najprawdziwszej krainie śniegu…
|
Przy moście nad Szrenickim Potokiem |
|
Kukułcze Skały |
Idziemy dalej.
Jest jeszcze odrobinę stromo, po czym szlak wyrównuje się i wręcz płasko
doprowadza nas do Kukułczych Skał. Chwila na głębszy oddech i fotografie. Tuż
za naszymi plecami wznosi się szczyt Szrenicy – nadal oświetlony słońcem, choć
już widać, że znad strony czeskiej nadpływają pojedyncze, dość „podejrzane”
obłoki. Przed nami ostatnie kilkanaście minut marszu do schroniska. Śnieg wciąż
skrzy się w słońcu, budynek schroniska wspaniale majaczy w oddali odcinając się
od błękitu nieba, natomiast zrywa się dość silny wiatr, który zdecydowanie
utrudnia nam wędrówkę na ostatnich kilku metrach. W końcu udaje nam się
dotrzeć do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Wchodzimy tylnym wejściem – jedynym
teraz czynnym, by przez długi przedsionek dostać się do głównej sali. Decydujemy
się na dłuższy odpoczynek. Gorąca czekolada i niezbyt obfity posiłek (ruskie
pierogi i parówki) szybko stawiają na nogi. Obserwujemy turystów, którzy niczym
w przydrożnej karczmie, rozsiedli się naprzeciwko nad kuflami gorącego
piwa. Większość ma na sobie czarne odzienie – niczym nocna straż w śniegu i
chłodzie strzegąca muru… Dosyć skojarzeń! Obserwujemy przez okno, w jak
zawrotnym tempie zmienia się pogoda. Po kilku minutach orientujemy się, że
schronisko dosłownie tonie w szarej chmurze, a temperatura spada. Podejmujemy
szybką decyzję. Rezygnujemy dziś z przedzierania się na Szrenicę i żółtym szlakiem,
a następnie zieloną ścieżką do Rozdroża pod Kamieńczykiem wrócimy do
Szklarskiej Poręby. W ten sposób nasze sobotnie wyjście potraktujemy jako spacer.
|
Tuż przed Schroniskiem pod Łabskim Szczytem |
|
Tuż pod Schroniskiem pod Łabskim Szczytem |
|
Schronisko pod Łabskim Szczytem wyłania się ze śniegu |
|
W dół, w dół... |
|
Skrzyżowanie szlaku żółtego i zielonego |
W drodze powrotnej
widoczność mocno się ograniczyła. Szczyt Szrenicy przestał nad nami majaczyć –
po prostu skrył się w obłoku i stał się zupełnie niewidoczny. W chłodzie
schodziliśmy żółtym szlakiem, mijając pojedynczych turystów pragnących dotrzeć
do Schroniska pod Łabskim. W końcu docieramy do skrzyżowania szlaków. Skręcamy
w lewo, wchodzimy na zieloną ścieżkę, gdzie czeka nas kolejna niespodzianka.
Miejscami ścieżka jest naprawdę mocno oblodzona. Nie tracimy rezonu i śmiało
stąpamy po lodzie od czasu do czasu wpadając w poślizg. Jest zabawnie i nie
jest straszno. J Mniej intrygująca zielona ścieżka nie
jest pozbawiona atrakcji. Już po 15 minutach docieramy do pośredniej stacji
wyciągu na Szrenicę. Odtąd (aż po moment wyjazdu ze Szklarskiej Poręby, niedziela)
towarzyszyć nam będzie padający śnieg, a siła opadu będzie się zwiększać wraz
ze zbliżaniem się do miasta. Teraz przed nami jeszcze Wysoki Most i docieramy
do Rozdroża pod Kamieńczykiem. Na rozstawionych tu straganach pustki. Co jakiś
czas mija nas grupka „niedzielnych turystów i turystek” – w ładnych strojach, w
kozaczkach i z torebeczkami. Czyżby chcieli dotrzeć do Wodospadu Kamieńczyka? Skręcamy
w lewo i wchodzimy na tak dobrze nam już znany czerwony szlak. Znów lód, coraz
więcej lodu. Spokojnie schodzimy do Szklarskiej Poręby, mijamy most na
Kamiennej i Krucze Skały. Za chwilę znów będziemy w centrum miasta. Jesteśmy
zadowoleni, spacer bardzo się udał tym bardziej, że mieliśmy okazję pobyć choć
kilka godzin w najprawdziwszej Krainie Śniegu. Tymczasem w Szklarskiej
Porębie śnieg wciąż padał. I tak już miało pozostać do końca weekendu.
W niedzielne
popołudnie, gdy siedzieliśmy już wygodnie w wagonie „Kamieńczyka”, jakże
ogromne było nasze zdziwienie, gdy po zjechaniu do stacji Piechowice nie
dostrzegliśmy już żadnego śniegu. Może zima w Karkonoszach była tylko naszym
snem…
Komentarze
Prześlij komentarz