Tajemnica
Karkonoskiego Władcy jest tak stara, jak omszałe, zielono lśniące skały, które
zawisły na wilgotnych ścianach górskich wąwozów. Albo równie stara, jak biel
spienionej wody, która każdego dnia na nowo skacze po kamiennych progach w głąb
wąwozu Kamieńczyka. Jakaś porwana przez nią z brzegu gałąź kręci się tam wesoło
w wirach, jak gdyby ta hucząca kipiel była jedynie niewinną igraszką. Ten
właśnie Duch Gór wiekiem jest równy skałom. Prawdopodobnie jest tak stary, jak
potężna fala granitu, która przed wiekami rozlała się między Czechami a
Śląskiem i zakrzepła, dając początek Karkonoszom. I tak naprawdę zagadkę Ducha
Gór rozwiąże dopiero ten, kto odpowie na pytanie, kiedy w dolinach zaczęły
szemrać spływające ze szczytów potoki.
C.
Hauptmann, Księga Ducha Gór, Jelenia
Góra 2015, s. 12.
Dzisiejszy
wpis rozpoczynam jak rasowy historyk literatury – w 2015 r. mija setna rocznica
od ukazania się najsłynniejszej książki Carla Hauptmanna pt. Księga Ducha Gór. Z tego też względu –
nieco ku upamiętnieniu tego śląskiego pisarza, a przede wszystkim ku uczczeniu
Ducha Gór – pojawił się projekt wyjazdu do Szklarskiej Poręby. Bo gdzież
rozpoczynać swoją przygodę z Rübezhalem, jeśli nie tam? Szklarską Porębę
odwiedziliśmy w ostatni weekend marca – zimno bywało jeszcze dojmujące, zaś
Szrenica pokryta była sporą warstwą śniegu, który w większych ilościach
pojawiał się mniej więcej na wysokości Wodospadu Kamieńczyka. Któż mógł
przypuszczać, że za kilka dni w Karkonosze powróci prawdziwa zima. Ja się
takiemu obrotowi sprawy nie dziwię – Duch Gór jest bardziej niż kapryśny, więc
zafundował nam w tym roku białe święta – tyle, że wielkanocne.
Pogoda,
a przede wszystkim ostrzeżenia pogodowe GOPR-u, tym razem sprzyjały raczej
relaksacyjnym wędrówkom wokół Szklarskiej Poręby, nie zaś górskim wyprawom w
stronę Szrenicy czy Łabskiego Szczytu. Choć widok majestatycznych Karkonoszy,
po królewsku wznoszących się nad miastem, kusił swoim pięknem i odkrywał przed
nami istny spektakl magii. Spoglądając z okna pensjonaciku (nota bene polecam bardzo: www.widokowkakarkonoska.wszklarskiej.pl/), widzieliśmy Szrenicę w
deszczu, we mgle, w chmurach, w śniegu, tudzież – nie widzieliśmy jej wcale. Pogoda
zatem zmusiła nas do poszukiwania alternatyw wędrówkowych. A takowe oczywiście
istnieją: trasy dookoła Szklarskiej Poręby.
Wokół
Szklarskiej Poręby spacerować można czarnym szlakiem. Jest on bardzo dobrze oznakowany,
w związku z czym nie ma możliwości, byśmy gdzieś z niego zboczyli. Istnieje
też druga możliwość: podział tej trasy na dwie części: zachodnią i wschodnią.
Wtedy wędrujemy czarnym szlakiem, schodząc czasami na szlak czerwony. Część zachodnia
doprowadzi nas do Wodospadu Kamieńczyka. Oto jej przebieg.
|
Duch Gór według wizerunku z 1561 roku |
|
Ludzie z żelaza. Hmm... mężczyźni z żelaza |
|
Las karboński |
|
Budynek Muzeum Mineralogicznego |
Zaczynamy
w centrum Szklarskiej Poręby przy dworcu PKS. Oczywiście, nim wyruszymy w górę,
nie możemy zapomnieć o sfotografowaniu się z Duchem Gór – wszak dla niego tu
przybyliśmy. Jego pomnik, przedstawiający wyobrażenie Ducha Gór z 1561 r., stoi
pośrodku skweru. Stwór z jelenimi rogami na głowie i kopytami u nóg podpiera
się na wysokim kosturze. Trochę przeraża. Jest inny niż u Hauptmanna,
który Karkonosza uczłowieczył, pozwalając mu przybierać dowolne ludzkie
postaci. Zostawiamy za sobą most na Kamiennej i ul. 1 Maja idziemy za szlakiem
zielonym i żółtym aż do skrzyżowania z ul. Kilińskiego. Po drodze oglądamy
straganową komercję – oscypki, podhalańskie (!) chusty, skarpety narciarskie i
różnej wartości i krasy pamiątki z Rübezhalem. Ulica Kilińskiego wznosi się ku
górze. Przed nami rozwija się wspaniały widok na Karkonosze, zaś Szklarska
Poręba stopniowo będzie pozostawała w dole. Po prawej stronie zainteresują nas Ludzie z żelaza Zbigniewa Frączkiewicza –
grupa rzeźb prezentujących nagie męskie ciała, przypominające nieco nietzscheańskiego
nadczłowieka. Rzeźby otoczone są granitowym kręgiem. Niestety nie można do nich
podejść, bowiem odgradza nas od nich pot, choć pamiętam, że kilka lat temu nie
było go tam. Idziemy zatem dalej. Dla spragnionych lub głodnych turystów po
lewej stronie ul. Kilińskiego wyrosła Biedronka. Tą mijamy i nadal się wspinamy
aż do miejsca, gdy po prawej stronie wyrośnie przed nami przepiękny, drewniany
budynek Muzeum Mineralogicznego. Przed nim niezwykła ekspozycja – Las Karboński,
czyli skamieniały fragmenty drzew porastających Sudety w okresie karbonu. To
trzeba zobaczyć i tego trzeba dotknąć. Drewniane fragmenty zdają się być
twardsze niż granit. Zaglądamy również do Muzeum Mineralogicznego. Już od
samego wejścia chce się nam je zwiedzać, bowiem pracownicy – jak sami twierdzą –
pracują tu dla przyjemności i z miłości, a nie z przymusu. Parter muzeum to
ekspozycja skamieniałości – gratka dla miłośników dinozaurów, amonitów i tym podobnych
organizmów. Można nawet zobaczyć film o dinozaurach. Na piętrze roztacza się
przed nami feeria barw, kształtów i wielkości. Muzeum prezentuje tam to, co w
Sudetach najpiękniejsze – minerały – od kryształu górskiego począwszy, na
srebrze skończywszy. Zachwycające!
Zadowoleni opuszczamy muzeum i kierujemy się
w stronę dolnej stacji wyciągu na Szrenicę. Tutaj oczywiście możemy zmienić
plan wycieczki, wykupić bilet i wjechać na szczyt. Ceny nie koniecznie nas
zadowolą, ale jeśli ktoś nie chce forsować nóg… My Szrenicę chcemy zdobyć
pieszo przy kolejnej wizycie w Szklarskiej Porębie. Zostawiamy zatem wyciąg i
grupę turystów z dylematami typu „wjechać czy nie wjechać” i trzymamy się
szlaku czarnego, który teraz wprowadza nas w las. Co jakiś czas przechodzimy
przez wartko spadające w dół mini potoki, przecinające trasę naszej wędrówki,
by w końcu przejść przez most wznoszący się nad rozpędzonym i w szaleńczym
tempie gnającym w dół Kamieńczykiem. Siła wody nas onieśmiela, a to zaledwie
skromny przedsmak tego, co zobaczymy za jakiś czas. Dochodzimy do węzła szlaków
na Wysokim Moście, skręcamy w prawo i zaraz przed nami pojawi się Rozdroże pod
Kamieńczykiem. Tam wchodzimy na Główny Szlak Sudecki im. M. Orłowicza,
który zaprowadzi nas wprost pod wodospad, a dalej na Szrenicę. Od Rozdroża pod
Kamieńczykiem szlak robi się stromy, co więcej – jest dosłownie wybrukowany
kocimi łbami, często dość ostro wystającymi ponad gruntem. Wejście utrudniały
nam też dwie rzeczy – mocno rozjeżdżony początek drogi (ze względu na prace
leśników przy wyrębie drzew) oraz ośnieżone i wręcz zlodowaciałe niektóre jego
fragmenty. Nie ma jednak tego złego, co na dobre by nie wyszło – mnie mocno
ucieszył widok konia polskiego, w pocie czoła pracującego wraz z leśnikami przy
zwózce drewna. Do Wodospadu Kamieńczyka wspinamy się około 15-20 minut aż do
momentu, gdy wyrośnie przed nami kasa i wypożyczalnia kasków ochronnych. Tak!
Kasków ochronnych! Zasada jest bowiem następująca – jeśli chcemy zwiedzić Wąwóz
Kamieńczyka, musimy zejść w dół zabezpieczeni. Niestety to piękne miejsce kryje
smutną tajemnicę – w 1973 r. zginął tu turysta, na którego osunął się kamień. Przez
wiele lat Wąwóz był niedostępny. W tym czasie wzmocniono jego brzegi.
Zaopatrzeni zatem w kaski schodzimy w dół – wpierw po kamiennych, potem po
żelaznych schodach. Do wodospadu doprowadzi nas żelazna „podłoga” tudzież
platforma wznosząca się nad potokiem. Oczywiście jest ona „dziurkowana”, więc
widzimy gnającą pod naszymi nogami wodę. Wrażenie kapitalne! Wzdłuż ściany
Wąwozu dochodzimy do wodospadu. Wysoki na 27 m, o trzech kaskadach jest
najwyższym wodospadem w polskich Karkonoszach. Czujemy potęgę gór i siłę Ducha
Gór. Nie możemy oderwać wzroku od odbijających się od skał wodnych strumieni.
|
Szklarski Łysek na Rozdrożu pod Kamieńczykiem |
|
Wąwóz Kamieńczyka |
|
Wodospad Kamieńczyk |
|
Wąwóz Kamieńczyka |
|
Schronisko Kamieńczyk powyżej wodospadu |
Po
wyjściu z wąwozu kierujemy się wyżej do nowowybudowanego Schroniska „Kamieńczyk”.
Możemy odpocząć i wypić coś ciepłego. Po krótkim relaksie wracamy, czyli
schodzimy w dół czerwonym szlakiem do Rozdroża pod Kamieńczykiem i dalej
prosto, trzymając się połączonych ze sobą szlaków czerwonego i czarnego. W dole
spotykamy się z Szosą Czeską. Możemy od razu przejść nią na drugą stronę,
jednak zanim to uczynimy, warto skręcić w prawo w ul. Mickiewicza i zafundować
sobie dziesięciominutowy spacer do Kruczych Skał (700 m n.p.m.). To grupa skał
nad brzegiem Kamiennej, na której zlokalizowano punkt widokowy na Góry
Izerskie. Infrastruktura punktu widokowego oraz działającej (tudzież
niedziałającej już) tu szkoły wspinaczkowej wydaje się nam mało bezpieczna.
Ucieszywszy wzrok widokami, zawracamy do Szosy Czeskiej. Przechodzimy na drugą
stronę, zostawiamy za sobą Kamienną i Krucze Skały i czarnym szlakiem udajemy
się w kierunku lasu. Po lewej stronie widzimy opustoszałe budynki Huty Szkła „Julia”.
Hutę przeniesiono do pobliskich Piechowic, zaś budynki przedstawiają obecnie
smutny widok, pogrążając się w coraz większym upadku. Teraz wchodzimy do lasu,
wspinając się na wzgórze Szklana. Po drodze zatrzymamy się na niewielkim
wiadukcie kolejowym, pod którym przebiega linia Szklarska Poręba-Harrahov.
Oczywiście mamy szczęście – właśnie po torze mknie „czeska draha” J, a maszynista macha do nas w powitalnym geście. Na
wiadukcie warto zatrzymać się na dłuższą chwilę i napawać wzrok widokiem
Szrenicy.
|
Krucze Skały. W dole Szosa Czeska |
|
Widok na Szrenicę z wiaduktu kolejowego nad linią Szklarska Poręba-Harrachov |
Wędrówkę kontynuujemy szlakiem czarnym, który wprowadza nas wprost do
Białej Doliny. I tu niespodzianka! Biała Dolina bowiem, przez której centrum
przepływa potok Bieleń, nie leży w Karkonoszach. To już są Góry Izerskie!
Absolutna frajda – jedna wycieczka, a dwa górskie pasma. Idziemy Białą Doliną,
co jakiś czas spoglądając w prawo, bowiem przed nami otwiera się cała panorama
Karkonoszy. Wykonujemy do woli wszelakich fotografii, nie mogąc oderwać wzroku
od ośnieżonych szczytów. Znów czujemy obecność Ducha Gór. Wędrujemy w ten
sposób aż do ulicy Armii Krajowej, po czym skręcamy w lewo w ul. Górną, a z
niej w wąską polną ścieżkę, która sprowadzi nas w kierunku torów kolejowych.
Przechodzimy pod torami, schodzimy w dół (nieco ścieżynką, a nieco na przełaj)
do ul. 11 listopada, gdzie zaraz po lewej stronie zauważymy białą chatę. To dom
Carla i Gerharta Hauptmannów, a obecnie oddział Muzeum Karkonoskiego. Nie
zawadzi zwiedzić wnętrza, pamiętać jednak trzeba, że muzeum jest czynne do
godz. 15.30. Spóźnieni wędrowcy mogą jedynie sfotografować się z Duchem Gór. J
|
Widok na Karkonosze z Białej Doliny |
|
Widok na Karkonosze z Białej Doliny |
|
Dom Hauptmannów |
|
Dom Hauptmannów |
Ulica
11 listopada sprowadza nas wprost do centrum Szklarskiej Poręby. Droga nie jest
jednak ława, bowiem do wysokości kościoła Bożego Ciała wspinamy się pod górę.
Kościół umiejscowiony został bowiem na stoku Sowińca. Zresztą jest to budowla,
która towarzyszy nam już od dłuższego czasu, będąc wspaniale widoczną na tle
Karkonoszy już od Białej Doliny. Za kościołem droga opada w dół, doprowadzając nas
do punktu wyjścia. Nim wrócimy do pensjonatu, możemy rzucić się w wir zakupów,
pozwalając sobie chociażby na oscypkową ucztę.
|
Kościół Bożego Ciała |
|
Zejście do centrum Szklarskiej Poręby |
Szklarska
Poręba tradycyjnie kojarzy się z poszukiwaniem złota i kamieni szlachetnych.
Parali się tym już w okresie średniowiecza przybywający tu z Europy Zachodniej
Walończycy. Miasto (a niegdyś wieś – jedna z największych w Sudetach) wiąże się
również z produkcją szkła – pierwsze huty powstawały już w XIV w., kolejne
wznosili Schaffgotschowie. Ruch turystyczny w Szklarskiej Porębie rozpoczął się
w połowie XIX wieku. Karkonoskie szczyty oraz wyjątkowy klimat przyciągały żądnych
przygody. W 1847 r. wybudowano drogę z Piechowic przez Szklarską Porębę do
Harrachova, co ułatwiło dostęp do tej malowniczej – jeszcze wówczas – wsi.
Linia kolejowa powstała dopiero w 1902 roku. Miejsce przyciągało artystów.
Bracia Hauptmannowie – jedni z bohaterów tego wpisu – zamieszali w Szklarskiej
Porębie w 1890 roku. Carl uwielbiał „białe szaleństwo”, wspierał rozwój narciarstwa,
wędrował po okolicznych szlakach, bywał w knajpach i gawędził wiele z mieszkańcami.
Zwano go Carlem-Rübezahlem - tak bardzo zrósł się z bohaterem swoich legend. Szklarska Poręba swą obecną nazwę otrzymała w 1946 roku. Tuż po II wojnie światowej, nim Komisja Językowa podjęła ostateczne decyzje, wieś funkcjonowała pod nazwą Pisarzewice, co stanowiło dosłowny przekład z języka niemieckiego.
Na
koniec kilka uwag komercyjnych i transportowych. Do Szklarskiej Poręby warto
wybrać się pociągiem – „Śnieżką”, „Kamieńczykiem” lub „Chybotkiem”. Droga, choć
długa, bowiem trwająca ponad trzy godziny, będzie niezapomniana. Oto bowiem
będziemy wjeżdżać, a w zasadzie wspinać się do serca Karkonoszy… Warto
zamieszkać w Szklarskiej Porębie Górnej – ze względu na bliskość stacji PKP i
widok na Szrenicę. My wybraliśmy Widokówkę
Karkonoską. Więcej informacji tutaj: http://www.widokowkakarkonoska.wszklarskiej.pl/
Jeśli
macie ochotę na prawdziwie pyszny chleb z tradycyjnego pieca, koniecznie
odwiedźcie Piekarnię Górską zlokalizowaną przy ulicy Jedności Narodowej 10 (www.szklarska-poreba.pl/news/turystyka/artykul/niezwykla-piekarnia-w-szklarskiej-porebie-tutaj-jedza-nawet-gwiazdy/).
Jest niepozorna i ukryta w podwórzu, ale gdy już do niej wejdziecie, będziecie
chcieli zjeść dosłownie wszystko. Ponadto piekarz opowie Wam swoje życie. My
dowiedzieliśmy się, że pochodzi z Jeleniej Góry, zaś uczył się we Wrocławiu.
Bardzo nam miło! J
Komentarze
Prześlij komentarz