Okolice Wałbrzycha
potrafią być pociągające i przyciągające. Jeśli dobrze się przyjrzeć mapie,
widzimy, że miasto – położone w kotlinie - otoczone jest górskimi pasmami, do
których wstępem jest Książański Park Krajobrazowy z malowniczo usytuowanym w
nim zamkiem Książ. Niezwykłą zaletą Wałbrzycha jest łatwy z niego dostęp i do
Książa (na północ), i do Parku Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich (na
południu). Wędrowcy, których nogi i tory kolejowe zaniosą do stacji Wałbrzych
Główny, muszą wiedzieć rzecz podstawową – na tym smętnym, opuszczonym i
położonym w niesympatycznej dzielnicy Wałbrzycha dworcu znajduje się węzeł
szlaków turystycznych. Wychodzą stamtąd żółta, zielona, niebieska i czerwona
trasa. Nasz walentynkowy wybór (tak, tak – Walentynki na szlaku) tym razem padł
na, jak się okazało, mocno zaskakujący szlak żółty. Niespodzianek podczas tego słonecznego
dnia nie brakowało.
|
Węzeł szlaków. Stacja kolejowa Wałbrzych Główny |
Z dworca Wałbrzych
Główny schodzimy drogą w dół do ulicy Niepodległości. Tu znajdujemy informator,
który określa nam przebieg szlaków oraz czas potrzebny na ich przejście. Tutaj
też widzimy zabytek, który zachwyci z pewnością każdego miłośnika architektury
kolejowej: wspaniały, żelazny wiadukt kolejowy, stanowiący jedną z perełek architektonicznych
linii kolejowej Wałbrzych Główny-Kłodzko Główne. Robimy oczywiście fotki,
przechodzimy pod wiaduktem i zaraz za nim skręcamy w lewo, by wejść na szlak
żółty. Przez kilkanaście minut przemierzamy wałbrzyską dzielnicę Podgórze,
która – jak się potem okazało – nie cieszy się zbyt dobrą renomą. My,
oczywiście, takiej wiedzy na początku wędrówki nie posiadaliśmy. Bo i po co nam
ona? Dla turysty nie ma miejsc strasznych i niemożliwych do zdobycia! ;) Ale
czy na pewno? Wróćmy zatem na szlak.
|
Wiadukt kolejowy w Wałbrzychu. Fot. Maciek |
Żółty szlak początkowo
prowadzi nas „trybem spacerowym” do obrzeży lasu. Idzie się miło i przyjemnie,
Wałbrzych pozostaje za nami, przed nami wyrastają coraz gęściej drzewa, ścieżka
zaczyna się łagodnie wznosić ku górze. Jednym słowem – to jest to, po co tu
przyjechaliśmy! Wiemy też, że gdzieś z przodu są ruiny zamku. Satysfakcja zatem
wzrasta. Aż tu nagle, ni stąd, ni zowąd wyrasta przed nami Góra Zamkowa. Jest
stroma, niemalże bardzo stroma i tak naprawdę ta jej „stromość” byłaby dla nas
cechą nieistotną, gdyby nie fakt, że to właśnie zboczem Góry Zamkowej prowadzi „ku
niebu” szlak żółty. Konsternacja nasza może byłaby nieco mniejsza w warunkach
wiosenno-letnich. W połowie lutego Góra Zamkowa, wznosząca się bagatela na 612
m n.p.m., naturalnie pokryta jest śniegiem. Śnieg, ślisko, niepewne podłoże i
wiatr zrobiły swoje. W połowie drogi na szczyt zastanawialiśmy się, czy nie
zrobić zwrotu w tył i grzecznie udać się w dół… Przeciwności losu trzeba jednak
pokonywać. Uważam, że było warto. Po pierwsze, widok z góry zachwycił. Po
drugie, weszliśmy do serca nieco chyba zapomnianego w podwałbrzyskiej okolicy miejsca
– do ruin zamku Nowy Dwór. Co więcej, weszliśmy przez nieźle zachowaną gotycką
bramę, oddzielającą świat natury od świata architektury. Ile zostało z Nowego
Dworu? Brama, zarysy murów i resztki bastei. Jak łatwo można było się
domyślić, budowlę wzniósł albo Bolko I, albo Bolko II świdnicki, sięga zatem
ona końca XIII lub początku XIV wieku. Przeznaczenie jej było także oczywiste –
Nowy Dwór stanowił jeden z elementów linii zamków obronnych wznoszonych przez
panów na Świdnicy i Jaworze. Zauważmy, że gdyby przez Wałbrzych poprowadzić
pionową oś (wzdłuż drogi krajowej nr 35), to na jednym jej krańcu sytuuje się
Nowy Dwór, na drugim natomiast – Książ, którego funkcje, zanim stał się reprezentacyjną
siedzibą Hochbergów, były także obronne. Z tym, że Nowy Dwór miał dosłownie pecha,
bowiem gdy znalazł się w rękach Czettritzów, którzy przebudowali go w stylu
renesansowym, w 1581 r. piorun tak niefortunnie uderzył w budowlę, że zamek
spłonął. Po tym wydarzeniu popadał w ruinę, bo ani Czettritzowie, ani kolejni
jego właściciele (łącznie z Hochbergami) nie wykazywali większego
zainteresowania murami usytuowanymi na trudno dostępnej górze. Dziś Nowy Dwór
to malownicze ruiny, stanowiące wstęp do równie malowniczego przejścia w stronę
Przełęczy Koziej, a z niej do Jedliny Zdroju.
|
Ruiny zamku Nowy Dwór |
|
Ruiny zamku Nowy Dwór |
|
Widok z Góry Zamkowej |
Po zejściu z Góry
Zamkowe mijamy „ostatni bastion cywilizacji”, czyli położony na dzikim uboczu ostatni
budynek mieszkalny, i wchodzimy w las. Żółty szlak od tej pory raczej będzie
prowadził nas w dół – z małymi tylko wyjątkami tuż przed Przełęczą Kozią. Idziemy
niewielkich rozmiarów wąwozem, mając po swojej lewej stronie górę Wołowiec. Wznoszący
się na 776 m n.p.m. Wołowiec kryje w swym wnętrzu kolejną perełkę architektoniczną
– tunel kolejowy na linii Wałbrzych Główny-Jedlina Zdrój, a w zasadzie dwa
biegnące równolegle tunele - najdłuższe w
Polsce. Jeden z nich liczy 1601 m długości, drugi natomiast 1560 m. Bez
wątpienia są one niezwykłą gratką dla miłośników kolejnictwa oraz atrakcją dla
turystów. Idąc wzdłuż Wołowca, dochodzimy do Przełęczy Koziej położonej na
wysokości 653 m n.p.m. Po lewej stronie otwiera się przed nami fragment
przestrzeni „urozmaiconej” nieco zrujnowanym budynkiem. Teraz czeka nas
przejście kilkuset metrów niewiele wznoszącą się leśną drogą ku Przełęczy pod
Borową (675 m n.p.m.), gdzie szlak żółty lekko skręca w lewo i już w dół,
omijając szczyt Tarnicy (580 m n.p.m.), prowadzi nas do Jedliny Zdroju. Pozostawiamy
za sobą szczyty i przełęcze Gór Czarnych, by tuż za Tarnicą wyjść z Parku
Krajobrazowego Sudetów Wałbrzyskich. Za chwilę przed nami rozpoczną się
pierwsze zabudowania ulicy Ogrodowej. Tu już jest prawie Jedlina Zdrój. Piszę
prawie, bowiem budynki, do których docieramy to zaledwie Glinica – część Jedliny
Zdroju. Uzdrowisko, promenada i dom zdrojowy, do których zmierzamy, położone są
w sporym oddaleniu od miejsca, w którym się znaleźliśmy. Szlak żółty prowadzi
do centrum jeszcze przez około 25 minut.
|
Tuż za Górą Zamkową |
|
Na szlaku |
|
Na szlaku |
|
Przełęcz Kozia |
|
Na Przełęczy Koziej |
|
Tu za Przełęczą pod Borową |
|
Na szlaku |
|
Na szlaku |
|
Jedlina Zdrój już blisko |
Na ulicy Ogrodowej
przechodzimy pod imponującym wiaduktem kolejowym, za którym otwiera się widok
na położone w oddali miasto. Tutaj żegnamy się z żółtym szlakiem – ciekawym i
zaskakującym, który dostarczył nam zarówno adrenaliny, jak i przyjemności
obcowania z przyrodą Sudetów Wałbrzyskich. Tuż za wiaduktem kolejowym
postanawiamy, że Jedlina Zdrój będzie ostatnim punktem naszej wyprawy. Skręcamy
zatem w prawo i niebieskim szlakiem około 20 minut podchodzimy do stacji
kolejowej Jedlina Zdrój (sporo oddalonej od centrum miasta). Dziś to w zasadzie
przystanek kolejowy. Ilość torów na przystanku świadczy o tym, że stacja była
dawniej licznie uczęszczana, a ruch pasażerski i towarowy był spory, tym
bardziej, że przechodziła przez nią zarówno Śląska Kolej Górska
(Wałbrzych-Kłodzko), jak i Kolej Doliny Bystrzycy (Świdnica-Jedlina Zdrój).
Dziś używany jest jeden tor, którym kilka razy dziennie przejeżdża szynobus relacji
Kłodzko Główne-Wałbrzych Główny. Pozostałe tory zarastają dość gęsto krzewy, a
budynek dworca przeznaczony został na cele mieszkalne.
|
W oddali Jedlina Zdrój |
|
Okolice przystanku kolejowego Jedlina Górna |
Ze stacji kolejowej
można łatwo ścieżkami zejść do Jedliny Zdroju. Można też ponownie zmienić kolor
szlaku, wejść na szlak czerwony, który około półgodzinnym marszem sprowadzi nas
do Jedlinki. Przez las schodzimy zatem do kolejnej z części miasta Jedlina
Zdrój. Interesują nas tam trzy osobliwości: nurt rzeki Bystrzycy, pałac
Jedlinka oraz dawna stacja kolejowa Jedlina Dolna. Po wejściu na główną drogę
wiodącą przez Jedlinkę, idziemy przez jakiś czas wzdłuż koryta, dość wartko
płynącej, Bystrzycy. Dochodzimy do głównego skrzyżowania, na którym skręcamy w
lewo. Po krótkim marszu znajdujemy po lewej stronie drogę wiodącą do pałacu w
Jedlince. Podchodzimy nieco ku górze i naszym oczom ukazuje się dość
ambiwalentny widok. Przed nami otwiera się potężny pałacowy dziedziniec, po
którego lewej stronie usytuowane są browar i hostel, w tylnej części
(centralnie) przepiękny budynek pałacu, zaś po prawej stronie olbrzymie, lecz
opuszczone i zaniedbane budynki gospodarcze. Jedlinka w XIII w. należała do
Bolka I Świdnickiego. Pałac, w miejscu dawnego zamku, zbudowano tu na początku
XVII wieku. Miał on wówczas kształt barokowego dworu. Rezydencję rozbudowano
pod koniec XVIII w., jednak swój obecny wygląd pałac zawdzięcza Carlowi Kristerowi,
bogatemu wałbrzyskiemu fabrykantowi. On to właśnie, w połowie XIX w., zainicjował
i zrealizował przebudowę budowli, nadając jej kształt pałacu klasycystycznego. Nas
pałac zainteresował też i dlatego, że podczas II wojny światowej to właśnie w
nim siedzibę miała dyrekcja organizacji TODT, realizująca w okolicy projekt
Riese. Pałac można zwiedzać i w jego wnętrzu dowiedzieć się więcej na temat
jego historii oraz o działalności organizacji TODT. Ciekawa atrakcja dla
turystów usytuowana jest też pośrodku pałacowego dziecińca – to niemiecki samolot
z czasów wojny, do którego można wsiąść i dosłownie pobawić się w historyczną
rekonstrukcję.
|
W stronę Jedlinki |
|
Pałac w Jedlince |
|
Lecimy? |
|
Pałac w Jedlince |
Z pałacu schodzimy
ponownie w kierunku głównej drogi. Po jej przeciwnej stronie wznosi się nasyp
kolejowy, którym biegły niegdyś tory kolejowej Kolei Doliny Bystrzycy. Odważni
mogą wejść na górę, by zobaczyć tam – nadal stojący i zaadaptowany na cele
mieszkalne – budynek dworca Jedlina Dolna. Budynek nie jest w najlepszej
kondycji, ale wprawne oko dostrzeże widniejący jeszcze na nim napis: „Jedlina
Dolna”.
|
Dawny dworzec kolejowy Jedlina Dolna |
Wracamy na główną
drogę. Idziemy wzdłuż niej w kierunku Jedliny, po czym przechodzimy pod
wiaduktem kolejowym (Kolej Doliny Bystrzycy), by zacząć się wspinać ulicą Piastowską
do centrum Jedliny, czyli do placu Zdrojowego. Uzdrowisko w Jedlinie Zdroju
powstało w 1732 r., a za jej założycielkę uważa się żonę generała von
Seher-Thossa – Charlottę Maximilianę (dziś Charlotta siedzi na ławeczce w
centrum placu Zdrojowego). Jej imieniem nazwano źródło, a potem też i cały
kurort, stąd też do 1945 r. Jedlinę Zdrój zwano Charlottenbrunn. Na placu
Zdrojowym warto zobaczyć Dom Zdrojowy oraz charakterystyczny, stanowiący symbol
Jedliny, „grzybek”, czyli pawilon zbudowany w 1934 r. w miejscu
XVIII-wiecznego ujęcia wody. „Grzybek” pełni funkcję pijalni wód. Jeśli po
trudach wędrówki chcemy odpocząć w wyjątkowym miejscu, warto zajrzeć do klubogalerii
„CieKawa”, usytuowanej na tyłach Jadalni Zdrojowej. Miejsce zachwyca aranżacją
wnętrza, wyśmienitą kawą i przepysznymi naleśnikami z serkiem mascarpone.
Ciekawych „CieKawej” zapraszam tutaj: https://www.facebook.com/pages/Klubogaleria-CieKawa/1512752618966107.
|
Józef Piłsudski w Jedlinie Zdroju |
|
Promenada w Jedlinie |
|
Plac Zdrojowy z "grzybkiem" i Domem Zdrojowym |
Niestety nie mogliśmy
dłużej rozsiąść się w fotelach „CieKawej”. Do odjazdu szynobusa do Wałbrzycha
zostało nam około 30 minut, a przecież przystanek kolejowy Jedlina Górna jest
daleko… Miasto przemierzyliśmy, pędząc uliczkami między zabudowaniami, by
dostać się na drogę wiodącą do stacji. Ostatnie metry pokonaliśmy w biegu,
słysząc nadjeżdżający szynobus. 15:50 – zdążyliśmy! Nie pamiętam, kiedy ostatni
raz zafundowałam sobie bieg pod górę. J W szynobusie
spędziliśmy około dwunastu minut. Ale jakieś to były minuty! Oddalający się
widok na Jedlinę, podróż tunelem przez wnętrze Wołowca i jazda żelaznym
wiaduktem w Wałbrzychu. Było warto.
Nasza wyprawa
zakończyła się na dworcu Wałbrzych Główny, gdzie około 40 minut czekaliśmy na „Kamieńczyk”
powrotny do Wrocławia. I jakież to było czekanie… Dworzec Wałbrzych Główny jest
na chwilę obecną Główny tylko z nazwy. Podróżni odnoszą wrażenie, że stacja
wymarła. Budynek dworca świeci pustkami – wszystkie pomieszczenia w jego
wnętrzu zamknięte, kasy biletowe nie działają, w poczekalni zimno, jak w
lodówce. Co jakiś czas przyjeżdża ochrona, sprawdzając, czy nikt nieproszony
nie pałęta się we wnętrzu budynku. To właśnie ochrona uświadomiła nas, że
lepiej nie chodzić po okolicy… Cóż. My jeszcze tu powrócimy!
Komentarze
Prześlij komentarz