Przejdź do głównej zawartości

(O)błędne Skały, czyli opiewając gniew Liczyrzepy

Czas zamknąć wpisy poświęcone wrześniowym wyprawom. Dziś druga — nieco spóźniona — część weekendowego wypadu na pogranicze czesko-śląskie. Kto udaje się do Kudowy Zdroju w celach nie koniecznie związanych stricte z kuracją, powinien odbyć dłuższy spacer do miejsca zwanego Błędnymi Skałami. Ale po kolei!

Na wyjście w góry poświęciliśmy sobotę. O poranku jednak byliśmy gotowi zrealizować plan awaryjny (podróż szynobusem do Dusznik Zdroju i zwiedzanie Muzeum Papiernictwa), bowiem pogoda — jak zwykle na Ziemi Kłodzkiej — okazała się kapryśna. Nie zdziwiło nas to! Mocno zachmurzone niebo nie zwiastowało słonecznego dnia, choć temperatura zdawała się być późnoletnia.  Ranek zatem poświęciliśmy na przygotowanie truskawkowych knedli (nie ma jak dobre jedzenie na dobry początek dnia) i rozmowę z urlopowiczem z pokoju obok. Mężczyzna polecił wycieczkę aż do Cieszyna, my w zamian — zwiedzanie Náchodu. Tak naprawdę nie wiemy, co przyniosło nieoczekiwaną zmianę — czy słoneczne życzenie naszego sąsiada, czy przychylność Kudowy dla nas — ale po śniadaniu zaczęło się wypogadzać. Nie zwlekaliśmy więc z decyzją i od razu postanowiliśmy wyruszyć na szlak. Ulicą Warszawską zeszliśmy na 1–go Maja, skręciliśmy w prawo i znaleźliśmy się na szlaku czerwonym. Tutaj zaczął się nasz fantastyczny, niemal całodzienny spacer.

Początek czerwonego szlaku
Czerwony szlak początkowo prowadzi wzdłuż drogi wiodącej do Karłowa — idziemy poboczem, przyglądając się zabudowaniom Kudowy, i uważamy na przemykający tuż obok nad náchodzki cyklobus. Nagle skręcamy w lewo i rozpoczynamy wspinaczkę — przed nami ponad dwie godziny marszu. Szlak początkowo nie wyróżnia się niczym szczególnym — ścieżka wiedzie przez las, czasem mamy wrażenie, że jest dosyć stromo, bo odrobinę dopada nas zadyszka i przystajemy, by złapać oddech. Z oddali dobiegają nas odgłosy Kudowy — imprez organizowanych w Parku Zdrojowym. Poza tym otacza nas cisza, tym bardziej, że nie dostrzegamy innych turystów. Nic zatem dziwnego, że wielkie było nasze zdziwienie, gdy z naprzeciwka zszedł ku nam szybkim tempem mężczyzna zgoła w niczym nie przypominający wędrowca. Milczący, z dość nieprzyjemnym wyrazem twarzy, ubrany w czarną skórę… Czyżby wcielenie rozgniewanego Liczyrzepy? Po kilku metrach wszystko się wyjaśniło, gdy ujrzeliśmy przed nami, położone nieco w dole, gospodarstwa. Szlak czerwony okrąża je nieznacznie, przybierając postać utwardzonej leśnej drogi, dającej chwilę wytchnienia. Przez kolejny odcinek już się nie wspinamy, ale spokojnie spacerujemy. Stojący przy drodze kamienny krzyż, swą historią niezawodnie sięgający końca XIX w., każe nam choć przez chwilę pomyśleć o tych, którzy dawniej zamieszkiwali to wyjątkowe pogranicze. 
Kamienny krzyż w drodze do Jakubowic
Kontynuujemy nasz spacer, nieznaczenie zmierzamy w górę, by natknąć się na kolejne zabudowania. W połowie drogi wiodącej ku Błędnym Skałom, na wysokości 600 m n.p.m leży najwyżej położona dzielnica Kudowy Zdroju — Jakubowice. Osada powstała tu już w XV w. jako kolonia Czermnej. W XVIII i XIX w. znana była jako ośrodek tkactwa chałupniczego. Teraz zrobiła na nas dość mieszane wrażenie, zdając się być dziwnie cicha, jakby niezamieszkana... Uwagę naszą zwrócił kolejny kamienny krzyż, tabliczka kierująca miejscowych i przyjezdnych do przystanku autobusowego oraz jeden z domów wypoczynkowych, zdający się być opuszczonym, przygnębiającym miejscem. Dalej nie sposób było nie dostrzec przyjemnych domostw z ukwieconymi ogródkami. Najbardziej jednak zaciekawiła mnie drewniana, opuszczona chałupa — położona nieco na uboczu, otoczona resztką drzew, sugerujących dawny sad. Ta chałupa z całą pewnością pamięta czasy, gdy w Jakubowicach mieszkali i pracowali tkacze. Leżąc na uboczu i nieco na wzniesieniu, ten drewniany domek zdaje się przyglądać współczesnym Jakubowicom, zadając pytanie o minione czasy. Z Jakubowic prowadzi szlak do Pstrążnej. Kto zatem chce zrezygnować z wyprawy do Błędnych Skał, może pokusić się o zejście do kolejnej dzielnicy Kudowy.

Drewniana chata w Jakubowicach
Drewniana jakubowicka chałupa stanowiła swoistą cezurę naszej wycieczki — gdy się jej przyglądaliśmy, nagle zza chmur wyszło słońce, ujawniając cały, magiczny, aż trudny do opisania urok okolicy. Nawet na Jakubowice spojrzeliśmy bardziej przychylnym okiem. Z tyłu, za nami rozciągał się widok na okoliczne wzniesienia — dostrzegliśmy nawet szczyt Grodczynu, u którego stóp położony jest Kulin Kłodzki. Przed nami rozciągały się wspaniałe łąki. 
Widok w stronę Grodczynu
Kontynuując marsz szlakiem czerwonym, zaraz za Jakubowicami wchodzimy ponownie na leśną ścieżkę, gdzie rozpoczyna się obszar Parku Narodowego Gór Stołowych. Teraz przez długą część naszej wyprawy pójdziemy spokojnym krokiem — niemal tak, jakbyśmy wybrali się na przechadzkę po lesie. Szlak wznosi się minimalnie, pozwalając nam na zbieranie sił na pokonanie jego ostatniego fragmentu. 

Po około piętnastu minutach dochodzimy do rozdroża, gdzie znaki informacyjne wskazują nam kierunek do Błędnych Skał lub do Pstrążnej. Dopiero tutaj coraz częściej spotykamy turystów — zarówno indywidualnych, jak i zorganizowane wycieczki. Przed nami ostatni — bodajże największy — wysiłek. Ścieżka robi nam niespodzianki — niejednokrotnie przychodzi nam wędrować po położonych wzdłuż szlaku solidnych deskach, umożliwiających przejście nad miejscami, w których zbiera się woda. Błoto jest cechą wyróżniającą dojście do Błędnych Skał — szczególnie, jeśli udajemy się tam po deszczowej nocy. Końcowy fragment podejścia wymaga od nas siły i skupienia — stromo w górę wspinamy się po skałach wąskim szlakiem. Widok robi piorunujące wrażenie, a nasz wysiłek jest u szczytu wynagrodzony, gdy dostrzegamy niewielkich rozmiarów strumyk i równie mały, acz przyjemnie szumiący wodospad. 
Jeden z ostatnich fragmentów szlaku czerwonego tuż przed Błędnymi Skałami
Strumień
Jesteśmy niemal u celu wędrówki. Teraz do Błędnych Skał prowadzi nas odcinek drogi, którym w ciągu piętnastu minut dochodzimy do parkingu, budek z pamiątkami i jedzeniem oraz kasy biletowej. W chwili obecnej okolica zmienia swoje oblicze — wzdłuż końcowego odcinka szlaku, a także przy wejściu i przy wyjściu z Błędnych Skał powstaje drewniana infrastruktura turystyczna (altanki, ławeczki itd.). Możemy zatem spotkać pracowników mocujących się z drewnianymi elementami.

Wejście do labiryntu Błędnych Skał jest płatne — bilet normalny kosztuje 7 zł, ulgowy (studenci, przewodnicy górscy itd.) 3 zł. Przejście przez cały labirynt zajmuje ok. 45 min, ale przecież możemy sobie ten czas wydłużyć, podziwiając i fotografując poszczególne skalne formacje. Zanim wejdziemy przez bramkę biletową, trzeba odrobinę powiedzieć na temat historii Błędnych Skał, zwanych niegdyś Wilczymi Skałami. Zacznijmy zatem: dawno, dawno temu, w miejscu Błędnych Skał znajdował się płaski szczyt Skalnika. Okoliczna ludność przychodziła tu oddawać cześć swoim bogom. Pewnego razu na takie zebranie przybył Liczyrzepa. Nikt go jednak nie rozpoznał, prócz kapłana, który zapowiedział, że ludność ma teraz swoich bogów i przestała wierzyć w moc Liczyrzepy. Duch Gór niesłychanie wówczas się rozgniewał. Rozpętał na szczycie potężną burzę, aż skały się trzęsły, rozstępowały, tworząc większe i mniejsze szczeliny. Nie każda z zebranych osób przeżyła gniew Liczyrzepy. Gdy pogoda się uspokoiła, oczom ludzi ukazało się rumowisko skał poprzecinane licznymi szczelinami. Dopiero wiele, wiele lat później pierwsi śmiałkowie udali się do labiryntu, by spenetrować jego wnętrze. Dostrzegli tam mnóstwo kryjówek wilków — stąd też przez długi czas miejsce to nazywane było Wilczymi Skałami. Legenda o powstaniu Błędnych Skał, opisująca gniew Liczyrzepy, jest mocno atrakcyjna, przypominając, kto jest prawdziwym panem Gór Stołowych. Ja dodam jedynie od siebie, że labirynt skalny, zwany dziś Błędnymi Skałami, powstał jako wynik wietrzenia piaskowca ciosowego. W ten sposób powstały fantazyjne formy skalne o wysokości 6–11 metrów. Ścieżka, która prowadzi przez Błędne Skały, każe nam przedzierać się przez wąskie szczeliny między poszczególnymi blokami skalnymi. Czasem musimy wciągnąć brzuszek, czasem trzeba nam mocno się schylić, by zmieścić się w kolejnej szczelinie. Droga prowadzi solidnymi deskami, po których kroczymy między mini jeziorkami, powstającymi wskutek zbierającej się wody deszczowej. Przejście przez labirynt jest doskonałą przygodą, uzmysławiającą, że tak naprawdę wobec wielkości przyrody wciąż jesteśmy mali. Z drugiej strony ta właśnie przyroda pociąga nas swoją urokliwą tajemniczością. 

Widok z Błędnych Skał na Szczeliniec Wielki

W dole czeskie miasteczko Machov
O Błędnych Skałach i zaginionych w nich turystach opowiadano wiele historii. Takie opowieści wciąż pobudzają naszą wyobraźnię… Po wejściu do labiryntu zaraz kierujemy się na punkt widokowy, z którego dostrzegamy w całej krasie Szczeliniec Wielki oraz malowniczo położone czeskie miasteczko Machov, z wyraźną, białą wieżą kościoła św. Wacława, odcinającą się swą barwą od ciemnej zieleni okolicy. Po wyjściu natomiast czujemy pewien niedosyt i zauważamy, że — jednym słowem — w labiryncie się nam podobało. 





Gdy opuścimy labirynt, warto wrócić na parking przy Błędnych Skałach i tam nieco się posilić. Grillowany oscypek z pewnością zadowoli nawet najbardziej wymagające podniebienia. Tuż za budkami z jedzeniem znajdujemy natomiast szlak zielony, który zaprowadzi nas — w około 40 minut — do Pstrążnej. I taki właśnie wariant powrotu do Kudowy wybieramy. Szlak zielony robi na nas dobre wrażenie — schodzi się nim idealnie, bowiem na pewnym odcinku po prostu poruszamy się dość stromymi schodami. Dalej natomiast — na niewielkim fragmencie — szlak wiedzie wzdłuż granicy polsko-czeskiej, na której ciekawskie oko wypatrzy interesującą „płytę” graniczą wmurowaną w kamień. Po dokładnym przyjrzeniu się płycie stwierdzamy, że najprawdopodobniej pamięta ona czasy sprzed 1945 roku… Dlaczego? Zobaczcie sami. 

W tym miejscu także znajdujemy skrzyżowanie szklaków — idąc na prawo, pójdziemy do Czech; idąc na lewo, pójdziemy do Polski. My wybieramy oczywiście szlak zielony, którym schodzimy do Bukowiny Kłodzkiej, a dalej do Pstrążnej, której urok stopniowo się przed nami odsłania.
Z Bukowiny w stronę Pstrążnej 
Pstrąg po czesku to pstruh. Wszystko wskazuje na to, że od pstruha swą nazwę wzięła wieś Stroužné lub Pstružné, czyli dzisiejsza dzielnica Kudowy — Pstrążna. Uważa się, że wieś założyli w 1461 r. husyci. Była ona ostoją ewangelików, prześladowanych szczególnie w latach 60. XVIII wieku. Wtedy Pstrążna niemal wyludniła się. Po 1763 r. zaczęli jednak do wsi napływać osadnicy z okolic Hradca Kralove (ich potomkowie żyją do dziś) i rozpoczął się rozwój Pstrążnej, która w XIX w. była — oczywiście — ośrodkiem tkactwa. Dziś Pstrążna jest nadal gminą ewangelicką. Po tkaczach słuch zaginął — mogą o nich przypominać jedynie niektóre sprzęty w zlokalizowanym tu Skansenie Kultury Ludowej Pogórza Sudeckiego. Skansen polecam z całego serca! W drewnianych chatach, pośród dawnych sprzętów czas się zatrzymał. Jeśli dobrze przyjrzymy się wyposażeniu chat, dostrzeżemy wyjątkową makatkę, z jakże mądrym napisem w języku czeskim: „Za laskou přichází spokojenost, za tou pak štěstí”. Jakże wielu z nas dąży do szczęścia! Mieszkańcy Czeskiego Zakątka znali na nie receptę: „Za miłością przychodzi zadowolenie, za nim następnie szczęście”. 

Zielony szlak lasem sprowadza nas w dół. Otaczająca nas roślinność zdaje się pochodzić w innej epoki w dziejach Ziemi — paprocie wydają się nam tak wielkie, jakbyśmy żyli w paleozoiku. A może to zmęczenie dziwnie na nas wpływa… Szlak zielony wyprowadza nas na drogę wiodącą z Kudowy do Pstrążnej — tuż obok chałupy z ruchomą szopką. Dalej już asfaltem schodzimy przez Czermną (tu oczywiście możemy zajrzeć do Kaplicy Czaszek) do ulicy Kościuszki i w dół do Kudowy. 

Wyprawa jednak nie zostałaby uznana za udaną, gdybyśmy nie skorzystali z gościnności przesympatycznego właściciela Hostinca Dřevěnka. Malá Čermna przyciąga wszystkich turystów z Kudowy — robimy kilkanaście kroków z ul. T. Kościuszki i już jesteśmy w Czechach J. W Hostincu Dřevěnka można dobrze zjeść (smažený sýr i utopence są hitem), wypić doskonałe piwo, zakupić Primátora, a przede wszystkim użyć gościnnej atmosfery sąsiadów zza granicy. Drewniana chatka, w której wnętrzu kryją się stare fotografie browaru Primátor, działa niezwykle kojąco po całodziennej wyprawie. Nie chcemy z niej wychodzić!

Hostinec Dřevěnka
Wędrując szlakiem czerwonym z Kudowy Zdroju do Błędnych Skał, a następnie z Błędnych Skał przez Pstrążną do Kudowy (z wizytą w Małej Czermnej), pokonujemy dystans około 15 km. Wycieczka zajmuje większą część dnia, dlatego dobrze jest nie planować nic więcej poza nią. Ta niekwestionowana gratka dla duszy i ciała kończy się w Kudowie niewielkim bólem nóg, ale cóż on znaczy, jeśli z wyprawy wracamy szczęśliwi i spełnieni. Do zobaczenia w Błędnych Skałach, Moi Czytelnicy! J

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta