Przejdź do głównej zawartości

Klepnąć Łabę po prdeli

I stało się. Karkonosze zdobyte po raz kolejny. Duch Gór był nam niezwykle przychylny, pozwalając odbyć prawdziwie wakacyjną, sierpniową, ciepłą i przemiłą wyprawę do źródeł Łaby.

Dogodnym punktem wyjścia dla tej wyprawy może być Punkt Informacji Turystycznej w Szklarskiej Porębie, z którego schodzimy wprost na czerwony szlak, wiodący na Szrenicę, a dalej w stronę Śnieżnych Kotłów. My wychodziliśmy z pensjonatu. Wystarczyło zejść nieco w dół, w stronę centrum miasta, a potem od razu skręcić na czerwony szlak. Po drodze mijamy po lewej stronie, usytuowane nad brzegiem rzeki Kamiennej, Krucze Skały – dwie wysokie, kamienne baszty. Następnie przechodzimy przez most na Kamiennej – rzeka robi na nas trochę smutne wrażenie. Brakuje w niej wody. Przypomina płytki strumyk o dnie srodze najeżonym kamieniami. Przed nami roztaczają swój specyficzny urok ruiny huty Julia – dziś funkcjonującej w pobliskich Piechowicach. Skręcamy w lewo. Mijamy parking i kramy z pamiątkami, by w końcu zagłębić się w las. Droga początkowo nie sprawia żadnych problemów. Na Rozdrożu pod Kamieńczykiem handlarze już oferują grillowane oscypki, a właściciel kucyka czeka na pierwszych dziecięcych klientów. Nie zatrzymujemy się. Szlak robi się stromy. Nie lubimy odcinka z Rozdroża pod Kamieńczykiem do Wodospadu Kamieńczyka – mocno wystające z podłoża kocie łby nie ułatwiają wędrówki. Zawsze zastanawiam się, czy turystom w trampkach i turystkom w balerinach jest na tym odcinku wygodnie. Może to rodzaj masażu stóp…

Wędrowcy, którzy jeszcze nie widzieli kaskad Wodospadu Kamieńczyka, mogą zatrzymać się i zdecydować się na wejście do wąwozu. My krótki odpoczynek robimy przed Schroniskiem Kamieńczyk. I teraz krótka dygresja schroniskowa. Schronisko Kamieńczyk jest w rękach prywatnych, co znajduje przełożenie na ceny w nim obowiązujące. Podobnie zresztą jest w, wiecznie zatłoczonym,  schronisku na Szrenicy. Jedynie schronisko na Hali Szrenickiej jest schroniskiem PTTK i – szczerze mówiąc – cenię je najbardziej. Czyste, bardzo przestronne, jasne, z dobrym jedzeniem – jest doskonałym miejscem na dłuższy odpoczynek i zebranie sił przed dalszą wyprawą. Ale wróćmy do Kamieńczyka. Po krótkim odpoczynku kupujemy w schronisku drewniany znaczek turystyczny i idziemy dalej. Zaraz za Wodospadem Kamieńczyka czeka nas kolejny odpoczynek – tym razem w kolejce do kasy Karkonoskiego Parku Narodowego.

Zakup biletów oznacza jedno – teraz będziemy nieustannie wspinać się na wysokość ok. 1200 m n.p.m. Droga (tak, droga, bowiem jest to trasa dojazdowa do schronisk i ośrodka nadawczego Śnieżne Kotły) nieustannie wiedzie przez las. By ją urozmaicić KPN przygotował przyrodniczą ścieżkę edukacyjną, by zapoznać zainteresowanych przede wszystkim z florą Karkonoszy. Idziemy wytrwale, nie robimy przerw. Obserwujemy za to innych turystów – jedni pędzą, by za chwilę opaść z sił, inni podążają gromadnie, krzycząc przy tym i co jakiś czas zbaczając w las. Może niektórzy przed wejściem na szlak powinni mieć zbadany poziom kultury…
Na Halę Szrenicką 

Hala Szrenicka

Turystyczne znaczki

Schronisko na Hali Szrenickiej wyłania się przed nami w całej okazałości. Zatrzymujemy się na chwilę przed wejściem, by popatrzeć na krajobraz. Szklarska Poręba została w dole… W schronisku herbata, naleśniki z bitą śmietaną i kolejny znaczek turystyczny J. Odpoczywamy w przestronnej sali, kumulujemy siły. Błękitne niebo, słońce i lekki wiatr poprawiają – i tak już dobre – nastroje. Po ok. 45 minutach wracamy na szklak. Malownicze schronisko pozostaje za nami, wkomponowane w łany traw Hali Szrenickiej. Przed nami natomiast znika las, mijamy ostatnie świerki. Zaczyna się piętro kosodrzewiny, która teraz będzie nam towarzyszyć nieustannie.
Schronisko na Hali Szrenickiej

Szrenica

Widok w stronę Śnieżnych Kotłów

Szrenica już za nami

Wspinamy się na wysokość 1320 m n.p.m. Szrenica, zwieńczona budynkiem schroniska, stopniowo wyłania się przed nami. Początkowo chcieliśmy zostawić ją z boku i nie zbaczać z czerwonego szlaku, ale przecież potrzebujemy kolejny znaczek turystyczny. Szybko go zdobywamy i, nie tracąc czasu, ścieżką przez kosodrzewinę wracamy na szlak. Teraz czerwony szlak lawiruje wzdłuż granicy polsko-czeskiej. Co jakiś czas mijamy tabliczki z napisem „Pozor! Státní hranice” oraz informacje o Krkonošským národním parku. Ze szlaku rozciąga się piękny widok na Kotlinę Jeleniogórską, czeskie Karkonosze i Góry Izerskie. Nie możemy oderwać wzroku – chcielibyśmy być jednocześnie w każdym z tych miejsc. Tymczasem przed nami wyrasta Twarożnik, a w zasadzie Tvarožnik, bowiem ta formacja skalna (1320 m n.p.m) znajduje się po czeskiej stronie szlaku. Skąd nazwa? Otóż Twarożnik ma przypominać fragmenty twarogu (taki twarożek ziarnistyJ). Coś w tym jest… Niewątpliwą ciekawostką Twarożnika jest słupek graniczy – usytuowany na jego szczycie.
Twarożnik

Twarożnik

Pozor, pozor!

Gdzieś w górze...

Do Czeskiej Budki
Labská louka 
Idziemy dalej. Jeszcze zajmie nam ok. 30 minut nim dotrzemy do Czeskiej Budki. Przed nami zaczyna majaczyć Łabski Szczyt i stacja nadawcza Śnieżne Kotły. Po naszych bokach kosodrzewina, a potem, nieco wyżej, prócz kosodrzewiny, rozległe połacie niezwykle soczystej, zielonej trawy. Oszałamiający widok. W końcu docieramy do Czeskiej Budki. To miejsce, o zaskakującej nazwie, to nic innego jak krzyżówka szlaków. Żadnej budki tu jednak nie znajdziemy J. Skręcamy w prawo, by znaleźć się na żółtym szlaku, po czeskiej stronie Karkonoszy. Około 15 minut zajmuje nam dotarcie, przez Łabską Łąkę (Labská louka), do Źródła Łaby (Pramen Labe). Labská louka dla moich śląskich podróży jest ważna. Już w XVI wieku przechodziła przez nią ścieżka łącząca Śląsk z Czechami. Pamiętam jej majowy wygląd – cała pokryta dość grubą warstwą śniegu. To nic dziwnego, bowiem śnieg na Łabskiej Łące zalega czasem dłużej niż 6 miesięcy w roku, a grubość śniegowej pokrywy sięga 2–3 metry. W centrum Łabskiej Łąki, na wysokości 1387 m n.p.m. znajduje się źródło rzeki Łaby. Nie jest trudno twierdzić, że to jedno z najczęściej uczęszczanych miejsc po czeskiej stronie Karkonoszy. Czechów zawsze tam pełno! Przynajmniej od 1684 r., gdy miejsce to odwiedził i pobłogosławił Jan z Talmberku, biskup z Hradec Kralové. Od tej pory już nikt nie miał wątpliwości, że obszar ten należy do Czech. Wypływająca ze źródła Łaba jest zebrana w kamienny krąg, przypominający studnię. Woda jest w niej przenikliwie zimna i krystalicznie czysta. Na dnie kamiennego kręgu zalegają drobne czeskie korony. Czy wrzucone tam na szczęście? Tuż obok wznosi się niska kamienna ściana, na której umieszczono herby 26 miast, w przez które Łaba przepływa. Są i Pardubice, jest i Kolín. W 2006 roku tuż przy samej Łabie umieszczona została drewniana figura, mająca stanowić alegorię wody. Figura ma kobiece kształty i – mówiąc bez ogródek – wypięty tyłek. Nie wiem, czy to czeska fantazja sprawiła, że alegorię przedstawiono w taki właśnie sposób. W każdym bądź razie figura mocno poprawia humor przybywających tam turystów. Podsłuchałam jedną z czeskich rozmów. Dziewczynę nazwano w niej „wiłą Łaby”, zaś klepnięcie w prdel ma najprawdopodobniej przynosić szczęście. J Turyści, klepmy zatem Łabę!
U źródeł Łaby

Źródła Łaby

U źródeł Łaby

Wiła, którą trzeba klepnąć po prdeli

Nasza czeska przygoda nie kończy się na źródłach Łaby. Kilometr od nich znajduje się Labská bouda. Idziemy zatem wzdłuż sączącej się leniwie Łaby, ścieżką między trawami Łabskiej Łąki. I nagle doznajemy olśnienia. Czeska strona Karkonoszy jest bardziej urokliwa od naszej. Mocniej nasłoneczniona, cieplejsza, o żywych odcieniach zieleni, z ukwieconymi łąkami. Jeszcze nie raz powiemy pełne podziwu: „łoł”. Tymczasem Labská bouda wyłania się stopniowo przed nami. Najpierw niepozorny dach, potem – równie niepozorna, drewniana jedna ze ścian. Przed wejściem masa rowerów – Czesi lubią górską turystykę. Wejście do schroniska też niby niepozorne. Ale Labská bouda to więcej niż schronisko. To betonowy moloch, sprytnie wciśnięty między Łabską Łąkę a Wodospad Łaby. Aby zobaczyć go w całej krasie, trzeba znaleźć się poniżej hotelu. Tak, bo Labská bouda to zarówno schronisko, jak i hotel z własną, a jakże, piekarnią.
Wyłaniająca się w oddali Labská bouda

Dolina Łaby


Labská bouda

Wnętrze Łabskiej budy. Karkonosz na straży :)

Nim zajrzymy do wnętrza schroniska, udajemy się poniżej niego, by podziwiać Wodospad Łaby. Wodospad ma wysokość 35 metrów i spada do Dolny Łaby. Można go podziwiać dość łatwo, bowiem schodzimy do niego kamiennymi schodami, a następnie wchodzimy na niewielkich rozmiarów platformę widokową, skąd spoglądamy zarówno na wodospad, jak i na Dolinę Łaby. Okolica wygląda, jakby żywcem została przeniesiona z jakiejś czeskiej pohádky. Od malowniczego krajobrazu aż trudno jest oderwać wzrok. Wracamy do Labské boudy. Historia tego miejsca sięga 1830 roku, gdy pewna kobieta, niejaka Blasse, postawiła tu budkę z kamieni i kory, w której sprzedawała ser, gorzałkę i mleko. Dopiero w latach 1878-1879 hrabia Jan Harrach postawił to schronisko z prawdziwego zdarzenia, które było chętnie i licznie uczęszczane przez turystów. Niestety w 1965 roku schronisko Harracha spłonęło. Budowę nowej boudy, w dzisiejszym kształcie, zakończono w 1975 roku.

Wodospad Łaby



W recepcji hotelu Labská bouda kupujemy trzy turistické známky, potem idziemy coś zjeść. Jedzenie schroniskowe równie ciekawe, jak budynek – wielka kiełbacha, parówki, knedle, pieczywo, najprawdziwszy strudel i niezastąpione czeskie kołacze z borówkami (czyli – z jagodami J). Posilamy się szybko, czas ucieka, a przed nami jeszcze kilometrowy spacer w stronę Wodospadu Panczawy. Ścieżka prowadzi nas między kosodrzewiną wzdłuż zachodniego, bardzo stromego i wysokiego zbocza Doliny Łaby (Labský důl). W połowie drogi usytuowana jest Ambrožova vyhlídka – dość niebezpieczny punkt widokowy, z którego możemy zajrzeć wprost do wnętrza Doliny Łaby, a dokładniej do jej zachodniej części, na którą składają się Navorská jáma (Kocioł Naworski) i Pančavská jáma (Kocioł Panczawy). Widok zapiera dech w piersiach – bajkowy krajobraz i pewne poczucie niebezpieczeństwa (vyhlídka jest otoczona dwoma łańcuchami, nie ma tam poręczy z prawdziwego zdarzenia) podnoszą adrenalinę. Ale znów nie możemy oderwać wzroku. Karkonosze są piękne! Idziemy dalej (naše cesta pokračujeJ), by za kilkanaście minut stanąć u wodospadu Panczawy. Pančavský vodopád jest najwyższym wodospadem w Karkonoszach, liczy 148 m i spada do Panczawskiego Kotła. Będąc u góry zbocza Doliny Łaby, mogliśmy zobaczyć tylko górną część wodospadu – czyli niewiele. Wodospad w całej krasie można oglądać z niebieskiego szlaku, który przechodzi dołem Doliny Łaby i zmierza w kierunku Spindlerova Mlynu. Mimo wszystko widok był zachwycający, karkonoska bajka trwała.
W stronę wodospadu Panczawy

Panczawska Jama - widok z Ambrożowej vychlidki

Panczawska jama / Panczawski koscioł

Wodospad Panczawy

Panczawa

U Wodospadu Panczawy




Do Czeskiej Budki wracaliśmy żółtym szlakiem, przechodząc ponownie obok Źródeł Łaby. Krótki tam odpoczynek dobrze nam zrobił. Gdy dotarliśmy do Czeskiej Budki i weszliśmy ponownie na czerwony szlak, naszym oczom ukazał się fantastyczny widok – szlak był zupełnie pusty, zrobiło się cicho i mistycznie. Turyści zeszli już z wyższych partii Karkonoszy. W absolutnym spokoju, w słońcu skłaniającym się ku zachodowi zostawiliśmy za sobą Łabę, Łabski Szczyt i Śnieżne Kotły, by skierować się ku Hali Szrenickiej. Przy schronisku PTTK widzieliśmy, jak mrok wdziera się w Kotlinę Jeleniogórską. Pogoda zmieniała się, chciałam przyspieszyć. Po części miałam rację – przy Kamieńczyku spadły na nas krople deszczu. W Szklarskiej Porębie wszystko się uspokoiło. Miasto żyło własnym trybem, góry zaczęły żyć swoim. W swoje władanie przejmował je ponownie Duch Gór, władczy Karkonosz. 

Powrót w stronę Szrenicy

Powrót w stronę Szrenicy

Powrót w stronę Szrenicy

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Tajemnica Gross-Iser

Na podzielonym wartko mknącą Izerą polsko-czeskim pograniczu rozciąga się malownicza kraina – Hala Izerka (cz. Velká Izerská louka). Bardzo łatwo dociera się do niej od strony Stacji Turystycznej „Orle” czerwonym szlakiem, zostawiając po lewej stronie brzegi Izery i mijając po drodze Rezerwat Torfowiska Doliny Izery. Torfowiska w naszej wędrówce będą nam towarzyszyły niemal nieustannie. Odcinek między Stacją Turystyczną „Orle” a celem naszej wędrówki obejmuje około 5 kilometrów. Maszeruje się bardzo dobrze po utwardzonym szklaku, przygotowanym do wycieczek rowerowych. Co jakiś czas warto się zatrzymać i przyjrzeć urokliwemu krajobrazowi oraz jedynej w swoim rodzaju faunie i florze rezerwatu. Nie trzeba być botanikiem, by rozpoznać brzozę karłowatą, turzycę bagienną czy wełnianki pochwowate. Zlokalizowane na szlaku tabliczki edukacyjne z całą pewnością nam w tym pomogą. Ten, kto będzie miał szczęście, może wypatrzeć bielika, cietrzewie czy głuszce.    Izera Izera  Raj

Temat na dziś: Jakuszyce – Hala Szrenicka zielonym szlakiem

W sobotni poranek, 16 kwietnia, wybraliśmy się na krótką przechadzkę z Jakuszyc na Halę Szrenicką. Temat był dla nas zupełnie nowy, ale intrygujący, gdyż udawaliśmy się w nieco rzadziej uczęszczaną przez turystów część Karkonoszy. Droga z Jakuszyc na Halę Szrenicką wiedzie zielonym szlakiem, który dotąd uważany jest za tajemniczy i nieodkryty, a przez niektórych traktowany jako dość nieprzyjemny. Statut swojej „nieodkrytości” szlak ten zapewne zawdzięcza zwykłemu ludzkiemu lenistwu, gdyż wymaga dojechania czeską drahą J do stacji Szklarska Poręba Jakuszyce (bilet 2,5 zł) i przejścia kawałeczek wzdłuż Szosy Czeskiej. Po sobotniej wyprawie, którą sobie od rana zafundowaliśmy, uważam, że szlak zielony to jedno z najprzyjemniejszych podejść na Halę Szrenicką. Powody są co najmniej trzy: 1) cisza i absolutny spokój, bardzo mały ruch turystyczny (nie spotkaliśmy żywej duszy), żadnych niedzielnych turystów, wchodzących w balerinach na Kamieńczyk, 2) podejście nieobciążające kolan i łydek, j

W poszukiwaniu dawnych mieszkańców Międzygórza

Międzygórze to wieś leżąca w najbardziej dzikim zakątku Kotliny Kłodzkiej na wysokości ponad 600 m n.p.m. Spędzenie w niej długiego majowego weekendu oraz wejście na Śnieżnik (1420 m n.p.m.) było doskonałym pomysłem. Zanim zrelacjonuję śnieżnicką wyprawę, ograniczę się do krótkiego wpisu, w którym przedstawię poszukiwania dawnych mieszkańców Międzygórza. Wychodzę bowiem z założenia, że jeśli chcemy zrozumieć miejsce, w którym jesteśmy, musimy przede wszystkim poznać jego historię. Międzygórze sprawia wrażenie, że czas w wielu punktach wsi po prostu się zatrzymał. Drewniane domy zbudowane w stylu tyrolskim i skandynawskim powodują, że czujemy się tak, jakbyśmy utknęli w XIX wieku. Ze wszech miar jednak jest to pozytywne „utknięcie”, gdyż nad wsią wciąż unosi się duch Marianny Orańskiej i pierwszych turystów oraz kuracjuszy, którzy zjeżdżali do Międzygórza po zdrowie i przygodę. Przechodząc ulicą Wojska Polskiego, zwracamy uwagę na dawny „Hotel zur Gute Laune” czy na budynek z resta