Ostatni weekend
września zawiódł nas ponownie do Czeskiego Zakątka. Urok przygranicznego obszaru
oraz bogactwo miejsc godnych zobaczenia powodują, że moje „śląskie podróże” czasami
przybierają formę wyprawy do regionu turystycznego,
który Czesi określają mianem Kladské pomezi (Pogranicze kłodzkie). Jednym z
miast leżących w tym regionie jest właśnie Náchod — brama do Czech. Mój náchodzki
wpis jest zaledwie częścią relacji z naszej późno wrześniowej wyprawy.
Dla osób
odpoczywających w Kudowie Zdroju najdogodniejszym sposobem dotarcia do Náchodu
jest linia autobusowa Náchod-Kudowa Zdrój, obsługiwana przez przewoźnika
czeskiego. Autobus odjeżdża kilka razy dziennie (w weekendy nieco rzadziej) z
przystanku przy ul. 1 Maja. Podróż trwa około 20 minut, a jej koszt wynosi
zaledwie 24 Kč. Przesympatyczni kierowcy (Polacy i Czesi) zawożą nas wprost do oddalonego
od Kudowy o 4 km centrum Náchodu — na dworzec autobusowy zintegrowany z
dworcem Českých drah.
Ostatni raz byłam w Náchodzie
około dwóch lat temu. Miasteczko ponownie zrobiło na mnie zaskakująco pozytywne
wrażenie. Zdaje się, że przez ten czas „dojrzało”, rozwinęło się i zrobiło
piorunujący krok do przodu. Przede wszystkim zmieniła się okolica dworca
autobusowego / kolejowego. W pamięci miałam nieco obskurne miejsce obstawione
budkami z piwem oraz z owocami i warzywami, z wielkim napisem „zelenina” lub „brambory”.
Tu i ówdzie kręcił się jakiś podejrzany typek. Miejsce postoju autobusów
wyglądało bardziej na zwyczajny przystanek bez wiaty niż na dworzec, a na
perony kolejowe można się było dostać wyłącznie przez budynek dworca. W chwili
obecnej Náchod zaskakuje nowym centrum komunikacyjnym — otwarty i przestrzenny
peron kolejowy, nowoczesne przystanki autobusowe dla wsiadających i wysiadających,
elektroniczne tablice informacyjne, a wokół przede wszystkim żadnej „zeleniny”
i budek ze złotym napojem. Z tablicy odjazdów wynika, że Náchod jest doskonałym
punktem wypadowym dla dalszych wycieczek w głąb Czech — dotarcie do Pragi,
Pardubic czy do Brna nie stanowi stąd żadnego problemu.
Z dworca kierujemy się
w stronę Starego Miasta. Możemy od razu przejść na Masarykovo námĕstí i
zwiedzić zabytkowe centrum. Jest jednak druga możliwa trasa wędrówki — i tę właśnie
polecam, choć będziemy musieli przejść przez osiedle mieszkaniowe. Z dworca
kierujemy się zatem w stronę centrum do budynku urzędu pracy. Następnie ulicą
Plhovską przechodzimy wprost na ulicę Kostelecką. Mijamy Lidla oraz sporych
rozmiarów sklep Verver Potraviny i skręcamy w lewo w głąb osiedla (typowe
blokowisko). Po przejściu kilkunastu metrów zauważamy tabliczkę informacyjną,
wskazującą drogę wprost do zamku — celu naszej wyprawy. Ulicą Smiřických,
prowadzącą dość stromo w górę, dojdziemy pod mury tej pięknej budowli.
Myślę, że w tym miejscu
czas na kilka informacji historycznych. Náchod został założony na strategicznym
obszarze, na głównym szlaku prowadzącym z Pragi przez Ziemię Kłodzką w stronę
Polski. Pierwsza wzmianka historyczna o mieście pochodzi z 1254 roku. Czescy
etymolodzy nazwę Náchod tłumaczą jako „místo, kterým se chodí nebo prochází”,
czyli dosłownie „miejsce, którym się chodzi lub spaceruje”. Gród Náchod został
założony w XIII w. przez Hrona z rodu Načeraticů dla ochrony ziem położonych
przy granicy z Ziemią Kłodzką. U stóp grodu powstawało miasto w miejscu
dawniejszej wsi. Náchod kilkakrotnie zmieniał właścicieli. W 1544 r. znalazł
się w rękach rodu Smiřických ze Smiřic, których największym przedsięwzięciem
stała się przebudowa średniowiecznego zamku w stylu renesansowym. Aż do czasów
wojny trzydziestoletniej (1618–1648) Náchod przechodził okres swego
największego kulturalnego i gospodarczego rozwoju. W początkach wojny
trzydziestoletniej dobra náchodzkie zostały skonfiskowane przez cesarza, a
następnie sprzedane rodowi Trčků z Lípy. Niedługo później Adam Erdman Trčky
(wraz ze swym szwagrem Albrechtem z Valendštejna) został zamordowany i Náchod
pozostał bez właściciela. W 1634 r. zamek i miasto otrzymał w darze generał
Ottavio Piccolomini. Włoski ród Piccolominich przyczynił się do dalszego
rozwoju dóbr — zamek przekształcono na barkową rezydencję, a w mieście
wytyczono pierwszą ulicę, którą nazwano Kamenice. Możemy nią chodzić po dzień
dzisiejszy i bez wątpienia nazywać reprezentacyjną ulicą miasta.
Kamenice |
Po roku 1663
powstały: barokowy budynek rady miejskiej oraz kościół św. Wawrzyńca. By nie
streszczać całej historii Náchodu, dodam tylko, że od połowy XIX w. miasto
znajdowało się w rękach niemieckiej rodziny Schaumburg-Lippe. Właściwy rozwój miejscowości
nastąpił dopiero w II poł. XIX w., gdy powstał browar (dziś pivovar Primátor)
oraz zakłady przemysłu włókienniczego. Z pewnością do ciekawostek należy, że na
początku XX w. Náchod został nazywany „Manchesterem Wschodu”, a prowadząca
przez niego linia kolejowa swobodnie przechodziła do Kudowy Zdroju. Dziś
miasteczko kojarzy się z obłędnie pysznym Primátorem, pięknym zamkiem, mini ogrodem
zoologicznym, w którym mieszkają dwa niedźwiedzie brunatne, oraz malowniczym
Masarykovo námĕstí (właściwie Námĕstí T.G. Masaryka). Pozostaje też dla nas
swoistą bramą do Czech, skąd już blisko do Hradec Králové, a potem do Pragi.
Ulica Smiřických
doprowadziła nas tymczasem do bram zamku. Naszą uwagę zwracają tablice
informacyjne, w tym szczególnie jedna, która przypomina tragiczne wydarzenia,
jakie rozegrały się na terenie kraju hradeckiego w 1866 r., gdy podczas wojny w
szranki stanęły Austria i Prusy. Bitwa u Hradec Králové była jedną z
największych bitew XIX w., wzięło w niej udział 450 000 żołnierzy —
więcej niż w bitwie narodów pod Lipskiem. Jak pisała Brigitte Hamannová w swej
doskonałej biografii cesarzowej Sisi, „w tej jednej bitwie i w tym jednym dniu
(3 VII 1866) Prusy stały się europejską potęgą”. Bitwa zakończyła się miażdżącą
klęską Austriaków. „To najkrwawsza bitwa w dziejach. Austriacy byli zasypywani
kulami tak, że padali całymi zastępami, wyglądało to tak, jakby im piasek
sypano w twarz” — wspomina hrabianka Fürstenbergová, dwórka cesarzowej. Jeszcze
wiele tygodni po bitwie tereny wokół Hradec Králové i Náchodu były wielkim
cmentarzyskiem niepogrzebanych ciał. Tablica informacyjna przy zamku prezentuje
działanie pruskich lazaretów — oglądamy ryciny ukazujące lekarzy przy pracy,
amputujących kończyny wojaków. Mapa pokazuje, w których miejscach w
okolicy Náchodu można zobaczyć cmentarze wojskowe, gdzie pochowano uczestników
walk. Najbliższy znajduje się w odległości ok. 1,5 km od zamku.
Wchodzimy przez bramę
zamkową na pierwszy dzieciniec.
Zamek w Nachodzie |
Wzdłuż kamiennego muru kierujemy się na drugi
dziedziniec, gdzie wyłaniają się przed nami ściany budowli pokryte elewacją
sgraffitową, przywołującą renesansowego, włoskiego ducha zamku.
Zdobienie sgraffito na zamku |
Wspaniały barokowy
portal (z czasów Piccolominich) zaprasza nas do przejścia na trzeci — właściwy —
dziedziniec, z którego prowadzi wejście do serca zamku — maleńki, wewnętrzny
dziedziniec, z którego przechodzimy do sal ekspozycyjnych. Trzeci dziedziniec
powinien nas zainteresować najbardziej. To z niego rozciąga się widok na
okolicę, z niego podziwiać można w pełni architekturę budowli — dwie wieże,
sgraffito, porządek budynków.
Zamek z Nachodzie |
Z niego też prowadzi zejście do renesansowego
ogrodu, w którym umieszczony został wybieg dla niedźwiedzi brunatnych —
Franciszki i Franciszka (zwierzęta wcześniej nosiły imiona Daša i Ludvík).
Niedźwiedzie są niewątpliwą atrakcją Náchodu. Wcześniej miejscem ich pobytu było
zoo w Dvůr Králové, dokąd trafiły od tresera cyrkowego. Ostatecznie postanowiono
sprowadzić je do Náchodu, gdzie z entuzjazmem podziwiają je turyści, mogący wesprzeć
misie drobnymi koronami. Euforii turystów niedźwiedzie niestety nie podzielają —
nieco leniwie, aczkolwiek dumnie przechadzają się po wybiegu, od czasu do czasu
spoglądając na gapiących się na nie ludzi. Więcej o pupilach zamku w Náchodzie
można poczytać tutaj: http://www.medvedinachod.wbs.cz/.
Leniwy niedźwiedź na nachodzkim zamku |
Wejście do wnętrz zamkowych
znajduje się na wewnętrznym dziedzińcu. Po jednej stronie ulokowano kasę, o
drugiej stronie — drzwi prowadzące do ekspozycji. Cena biletu zależy od trasy,
którą chcemy przejść. Możemy wybrać: ekspozycję piccolomińską, salony na 2.
piętrze, małą trasę z wieżą, „Na dworze książęcym” (najnowsza trasa). Tym razem
nie weszliśmy do środka — na zamku w Náchodzie prowadzone są niewielkie remonty,
a poza tym mocno gonił nas czas. Po wyjściu z wewnętrznego dziedzińca kierujemy
się w prawo. Niewielkich rozmiarów przejście prowadzi nas na stare kamienne
schody zamkowe, którymi dość stromo po zalesionym zboczu możemy zejść wprost do
miasta na Masarykovo námĕstí. Pozostający w tyle za nami zamek robi wrażenie
swymi rozmiarami i pięknem architektury.
Kamienne schody prowadzące do miasta |
Widok na Nachod ze schodów zamkowych |
Schodząc w dół, uważajmy. Schody
nie są w zbyt dobrym stanie, o czym zresztą informują nas tabliczki
ostrzegawcze. Nie możemy jednak odmówić sobie zejścia nimi. U dołu wąska i
krótka uliczka wyprowadza nas na ryneczek — do serca miasta. Tam od razu rzuca
nam się w oczy kościół św. Wawrzyńca, stojący pośrodku rynku. Pierwsze wzmianki
o nim pochodzą już z 1310 roku. Wnętrze zwiedzić jest trudno — możemy wejść
jedynie przez główne drzwi do kruchty i popatrzeć przez szybę kolejnych,
zamkniętych niestety, drzwi. Przed kościołem znajduje się nieodłączny w czeskim
krajobrazie miejskim pomnik św. Jana Nepomucena.
Kościół św. Wawrzyńca |
Kościół św. Wawrzyńca |
Św. Jan Nepomucen na nachodzkim rynku |
Obejmujemy wzrokiem cały rynek
— dwa budynki szczególnie przyciągają naszą uwagę. Pierwszy z nich to tzw. Nowy
Ratusz — budowla powstała w latach 1902–1904 w stylu renesansowym wyróżnia się
sgraffitową elewacją, na której zaprezentowano wyobrażenia postaci związanych z
Náchodem.
Nowy Ratusz |
Drugi natomiast to secesyjny budynek hotelu „U Béranka” oraz Teatru
Miejskiego. Prawdopodobnie hotel oraz należąca do niego restauracja należą do
najlepszych w Czeskiej Republice. Niestety nam nie było dane przekonać się o
tym. Na miejsce posiłku wybraliśmy nieco mniej ekskluzywny lokal — Pizzerię Galleria
— i nie pożałowaliśmy. Sympatyczna atmosfera, pyszne dania i doskonałe „malé černé
k pití”. I najważniejsze — mogłam porozmawiać po czesku! Polecam: http://www.pizzerianachod.cz/.
W Gallerii nieco się
zasiedzieliśmy. W tym czasie Náchod zmienił swoje oblicze — stał się taki, jakie
powinno się stać małe miasteczko w późnej popołudniowej godzinie. Mieszkańcy
zaszyli się w mieszkaniach, ulice opustoszały, sklepy po godzinie siedemnastej
zostały zamknięte (niestety nie zdążyłam zajrzeć do mojego ulubionego „obchodu”
— Knihupectví na Kamenici), a na dodatek zaczął siąpić niewielki deszcz.
Księgarnia na Kamenici |
Zbliżał się wieczór i okolica poszarzała, objawiając przed nami swoje drugie „ja”.
Jednocześnie nad miastem zaczął unosić się zapach słodu z browaru Primátora…
Pomimo mniej przyjemnej aury nie chcieliśmy wyjeżdżać i włóczyliśmy się po
uliczkach tego przygranicznego miasteczka, obserwując, jak zarysy zamku znikają
w stróżkach deszczu i we mgle. Jeszcze zdjęcie husyckiego zboru i czas kierować
się na dworzec.
Husuv Sbor |
Już na końcu wycieczki pozwoliliśmy sobie na „małe” czeskie
zakupy — knedle, bramboraky, wino i inne przysmaki z kuchni naszych południowych
sąsiadów, a na dodatek czeska prasa (po to, by ćwiczyć język). To nasza náchodzka
pamiątka na najbliższe dni… Gdy dotarliśmy na nádraží, wieczór zaczął już
królować nad Náchodem. Przedostatni autobus odjeżdżał do Kudowy o 19:30, na
ostatni musielibyśmy czekać do 22:35. Jeszcze jedno spojrzenie na miasto i
odjeżdżamy. Tak, etymolodzy mają rację, Náchod to miejsce, którym się chodzi
lub spaceruje…
Komentarze
Prześlij komentarz